Jedną z moich ulubionych metod
handlowania jest granie na zjazd do widełek (lub wyższego okrągłego poziomu) i
szybki powrót. Owszem, brzmi to jak samobójcze łapanie noży, jednak przy
odpowiednim doborze walorów i historycznej obserwacji cały proces jest dość
powtarzalny. Nie zawsze taką transakcje udaje się zawrzeć - często moje
zlecenie leży w arkuszu i czeka na realizację. Przykład takiego czekania z
dzisiaj - Amrest. EAT w ostatnim kwartale dość mocno wzrósł i aż się prosi o
korektę (ostatnie czarne świeczki nie wyglądają pozytywnie). Patrzę na arkusz
zleceń - prawie pusto, popytu właściwie nie ma jak na spółkę z mWIGu. Cały
ostatni kwartał tak było, ale gdzieś do godziny 8:30, czasami 8:40, potem
pojawiał się popyt, a jak wskazuje wykres i wzrosty w ostatnich miesiącach,
popyt był istotny. Dzisiaj jednak pierwszy zrzut jest z około 8:55 (widły
84.15). Drugi z 8:59, w tym dwa moje zlecenia. Już się zaczynam cieszyć, że
prawdopodobieństwo - że ktoś spróbuje dobić do wideł, przy okazji aktywując parę
stoploss'ów poniżej 90 złotych - jest całkiem duże. Otwarcie, sytuacja się nie
zmienia - jedna transakcja ze zlecenia, które weszło do arkusza zaraz przed
fixingiem. Godzina 9:01, zaczynają się pojawiać zlecenia kupna, które potem
widać na kolejnym zrzucie z godziny 9:04. Była to całkiem realna szansa na
kupno po około 85 złotych i sprzedaż do godziny czasu po 89-92 złote, jednak
nie wyszło. Handlowanie ma to do siebie, że choćby koncepcja była dobra, to
może się nie zrealizować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz