środa, 9 stycznia 2013

Amrest


Jedną z moich ulubionych metod handlowania jest granie na zjazd do widełek (lub wyższego okrągłego poziomu) i szybki powrót. Owszem, brzmi to jak samobójcze łapanie noży, jednak przy odpowiednim doborze walorów i historycznej obserwacji cały proces jest dość powtarzalny. Nie zawsze taką transakcje udaje się zawrzeć - często moje zlecenie leży w arkuszu i czeka na realizację. Przykład takiego czekania z dzisiaj - Amrest. EAT w ostatnim kwartale dość mocno wzrósł i aż się prosi o korektę (ostatnie czarne świeczki nie wyglądają pozytywnie). Patrzę na arkusz zleceń - prawie pusto, popytu właściwie nie ma jak na spółkę z mWIGu. Cały ostatni kwartał tak było, ale gdzieś do godziny 8:30, czasami 8:40, potem pojawiał się popyt, a jak wskazuje wykres i wzrosty w ostatnich miesiącach, popyt był istotny. Dzisiaj jednak pierwszy zrzut jest z około 8:55 (widły 84.15). Drugi z 8:59, w tym dwa moje zlecenia. Już się zaczynam cieszyć, że prawdopodobieństwo - że ktoś spróbuje dobić do wideł, przy okazji aktywując parę stoploss'ów poniżej 90 złotych - jest całkiem duże. Otwarcie, sytuacja się nie zmienia - jedna transakcja ze zlecenia, które weszło do arkusza zaraz przed fixingiem. Godzina 9:01, zaczynają się pojawiać zlecenia kupna, które potem widać na kolejnym zrzucie z godziny 9:04. Była to całkiem realna szansa na kupno po około 85 złotych i sprzedaż do godziny czasu po 89-92 złote, jednak nie wyszło. Handlowanie ma to do siebie, że choćby koncepcja była dobra, to może się nie zrealizować.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz