Kilka
dni temu wstawiłem zrzut wykresu polskich dziesięciolatek za długi weekend
majowy (link tutaj). Było to na tyle niesamowite, że próbowałem ten ruch potwierdzić w innym
źródle zanim wstawię wykres, co zrobiłem na Investing.com (link,
link).
Natomiast dzisiaj w trakcie dnia patrzę na wykres i ogarnia mnie kolejne
zdziwienie. Stooq.pl (link)
usunął ze swoich danych historycznych ten kilkuminutowy ruch o ponad 50 punktów
bazowych z 2 maja z godziny około 17. Dlaczego? Czy portal Stooq.pl robi tak
często, czy może to pierwszy przypadek? Raz są dane na wykresach, raz nie ma.
To wszystko jest co najmniej zastanawiające.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obligacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obligacje. Pokaż wszystkie posty
piątek, 10 maja 2013
niedziela, 5 maja 2013
Wykres dnia #14 - Co to się stało? 10PLN.B
To
musiał być naprawdę długi weekend, że o tym jeszcze nie jest głośno. Zupełny brak
płynności 2 maja, gdyż podobne piki są na wykresie 29 i 30 kwietnia? Błędne
zlecenie? Cała sytuacja trwała parę minut tylko przed zamknięciem sesji w
czwartek. Kto teraz powie, że na polskich dziesięciolatkach nie dzieje się nic ciekawego?
I
najważniejsze pytanie, kiedy pojawi się tweet ministra finansów o rekordach
oraz zagranicznych inwestorach doceniających konsolidację finansów publicznych
w Polsce?
piątek, 21 grudnia 2012
Aby na pewno hossa?
Ostatni miesiąc każdy mówi o
hossie, jest ona głównym tematem większości mediów ekonomicznych. Analitycy i
eksperci w swoich wypowiedziach albo podkreślają zwiększony apetyt na ryzyko,
albo fakt niedowartościowania akcji i innych instrumentów lub też początek
cyklu łagodzenia polityki monetarnej. Tak trochę ciszej mówi się o potencjalnej
recesji w Polsce czy o sytuacji w Grecji i Hiszpanii. Natomiast chwilowym tematem
nr jeden jest klif fiskalny (dogadają się? kiedy i czy zdążą? jak negocjują i
czym się różnią? jaki będzie efekt na amerykańskie PKB? itd.). Słusznie klif
jest aktualnie tematem nr jeden w mojej opinii, tylko że mało kto w mediach
zwraca na główne (w mojej opinii) zagrożenie z nim związane – obniżkę ratingu
USA. Bo o co chodzi w klifie – o to, żeby podnieść limit długu, a nie komu
podwyższyć podatki. Amerykańska gospodarka nie jest teraz w stanie funkcjonować
bez gigantycznych deficytów i po prostu musi oraz będzie się rok w rok jeszcze
bardziej zadłużać. To jest nieuniknione i trzeba to sobie uświadomić. A
ponieważ Amerykanie mają ten swój system limitów długu, to co rok lub półtora
będą mieć ten sam problem. Ostatni raz podnosili na początku sierpnia 2011 roku
i trzy dni później obudzili się ze ściętym ratingiem (tylko od jednej agencji z
trzech głównych). Co się stało przez następny miesiąc? Panika i korekta rzędu
15-20%. Od miesiąca następna agencja grozi obcięciem ratingu, co pozwala
przypuszczać, że scenariusz się powtórzy i będzie się okresowo powtarzać, chyba
że Amerykanie zlikwidują limit lub podniosą go raz, a dobrze. Mi ciężko jest
sobie wyobrazić, żeby USA miało wiecznie AAA od wszystkich głównych agencji z
relacją długu do PKB ponad 100% i rosnącą o co najmniej 4-5 punktów
procentowych rocznie.
Ale wracając do hossy. Zgodzę się
z teorią, że obecną głównie „hossę” spowodowało łagodzenie polityki pieniężnej i
samo oczekiwanie jego przebiegu na przestrzeni przyszłych kwartałów. Widać to
ewidentnie na rentownościach polskich obligacji, wykres poniżej. Mechanizm jest
bardzo prosty. Do wyceny spółek wykorzystuje się między innymi metodą DCF,
gdzie jednym z głównych założeń jest stopa wolna od ryzyka, za którą przyjmuje
się przeważnie YTM dziesięcioletnich obligacji danego kraju. Spadek YTM o 2
punkty procentowe w ciągu roku ma istotny wpływ na wartość zdyskontowanych
przepływów pieniężnych w prognozowanych latach, co przekłada się na zwiększone
wyceny w rekomendacjach (część uczestników rynku się nimi sugeruje). Dodatkowo,
dla części spółek spadają koszty obsługi długu, co wymiernie przekłada się na
wynik finansowy oraz zwiększa się rentowność potencjalnych inwestycji, które
spółki mają w swoich planach. To wszystko przekłada się na rosnące wartości
aktywów i „hossę” na giełdzie.
Dodatkowo, mamy „hossę”, gdy sytuacja
w Europie dalej jest nie wyjaśniona, prognozowana jest recesja, budowlanka i deweloperzy
są bardzo nisko wyceniani (nie wiadomo, czy niektóre spółki przetrwają), spada
ilość sprzedanych samochodów w całej Europie oraz waży się wartość inwestycji
współfinansowanych przez UE w Polsce w kolejnych latach. Tą listę można by
jeszcze uzupełnić o kilka, kilkanaście kolejnych pozycji. Ciężko w tej sytuacji
zachować całkowity optymizm, ale bardzo podobne dylematy uczestnicy rynku mieli
rok temu. A koniec świata nie nastąpił, choć dzisiaj jest ten dzień.
czwartek, 20 września 2012
Wykres dnia #4 – FedEx i BofA
Być może tym wykresem (link)
i prognozą opartą na podobnych dany kierował się FED uruchamiając QE3? Jest to
wskazówka, że w najbliższej przyszłości odczyty PKB Stanów mogą niższe, może
nawet w okolicy zera. Gdyby tak rzeczywiście było, to oznaczałoby dalszy wzrost
bezrobocia w Stanach. A przy obecnym skupieniu uwagi FED na rynku pracy (QE
dopóki rynek pracy nie poprawi się znacząco), może to sugerować w przyszłości
pojawienie się QE4, QE5 itd.
W ten sposób rzeczywiście może
ziścić się prognoza (link,
link)
mówiąca, że FED do końca 2013 roku będzie posiadał około 50%, a do końca 2014
około 65% wszystkich obligacji USA o terminie wykupu 6 lat i więcej. Po przez
kolejne QE FED kreowałby (kreuje od jakiegoś czasu?) ogromny popyt na
amerykańskie papiery skarbowe. To prowadziłoby do coraz niższej rentowności
tych papierów w dłuższym terminie, a z każdym kolejnym kwartałem powoli kończyłby się
dostępne obligacje do kupienia. Zwłaszcza, jeśli przez przypadek USA na serio
zaczną walczyć z relacją długu do PKB i generalnie samą wielkością długu. Bank
of America po ogłoszeniu QE3 przygotował prognozę, że do końca 2014 roku suma
bilansowa FEDu może urosnąć nawet do 5 bilionów (naszych) USD. Dość luźno nakładając
na jeden wykres sumę bilansową FEDu, kurs złota i ropy od 2009 roku, można
dojść do ciekawych przewidywań. Traktowałbym to z przymrużeniem oka, gdyż
obecnie praktycznie na całym świecie dzieje się tyle różnych i ważnych rzeczy,
że właściwie każda prognoza jest obarczona dużym ryzykiem niespełnienia. Wojna na
Bliskim Wschodzie, napięcia polityczne w krajach muzułmańskich, Grexit i jego
niezbadane skutki, może nawet opuszczenie unii monetarnej przez Niemcy,
podejście (nowej/starej) amerykańskiej administracji do długu oraz rosnące ceny
żywności. Zbyt dużo niewiadomych oraz sporo działań banków centralnych, często
niestandardowych.
czwartek, 30 sierpnia 2012
Na okrągło – 16 bilionów USD
Zainteresowanie tym problemem w
mediach pojawia się tylko przy okazji jakiś okrągłych sum lub przepychanek
polityków. W tym tygodniu ważniejsze w Stanach są huragan oraz konwencja
Republikanów, a w mediach ekonomicznych sympozjum FED, więc siłą rzeczy nie
będzie to jeden z głównych tematów zainteresowania, nawet mimo okrągłych 16
(naszych) bilionów.
O czym mowa? O długu publicznym
Stanów Zjednoczonych, który od przyszłego tygodnia będzie wynosił ponad 16
bilionów USD (link,
link,
link).
Zawrotna kwota, wręcz niewyobrażalna i ostatnio rosnąca w tempie średnio 3,5
miliarda USD dziennie. Przypomnę, że Amerykanie w tym roku przekroczyli poziom
relacji długu do PKB w również okrągłej liczbie 100% (link).
W tym momencie limit wysokości długu wynosi 16,394 biliona USD, więc przy
zachowaniu obecnego tempa przyrostu długu w grudniu 2012 roku znowu zaistnieje
konieczność modyfikacji tego limitu. Termin ten wypada jednak już po wyborach
prezydenckich, zaplanowanych na listopad, więc przewiduję, że limit zadłużenia
może stać się jednym z tematów kampanii prezydenckiej. Zwłaszcza, że w trakcie
ostatnich gorących dyskusji na ten temat w Kongresie jedną z głównych ról
odgrywał Paul Ryan, ówczesny kongresman z Wisconsin i przewodniczący komisji
budżetowej. Obecnie Ryan dalej pełni rolę przewodniczącego, jednak jako
kandydat na wiceprezydenta raczej nie skupia na tym całej swojej uwagi. Skoncentrowanie
przynajmniej fragmentu kampanii na tym problemie może mieć skutek w tym, że
kolejna cześć społeczeństwa poszerzy swoja świadomość i zrozumienie tego
tematu. To z kolei może spowodować, że w przyszłości większa cześć opinii
publicznej może być przeciwna ciągłemu zadłużaniu, co powinno mieć wpływ na
decyzje polityków. Dodatkowo przykłady konsekwencji nadmiernego zadłużenia mogą
bardziej intensywnie napływać do amerykańskich mediów z Europy.
Ciężko jest sobie wyobrazić
gospodarkę amerykańską bez długu i ciągłego zadłużania. W każdym razie możliwe
przejście do nadwyżek budżetowych i powolnej redukcji wysokości długu raczej
nie będzie natychmiastowe. Dlatego też zakładam, że w przyszłości w chwilach
dochodzenia do kolejnych ustawowych limitów, będą one każdorazowo zwiększane. Oczywiście
nie bez napiętej atmosfery politycznej w Kongresie. Przynajmniej aż do momentu,
gdy wystarczająco duża część społeczeństwa będzie temu przeciwna. Dodatkowo, gdy
na rynkach zwiększa się awersja do ryzyka, to kapitał ucieka do
bezpieczniejszych aktywów. Dolar jest postrzegany jako bezpieczniejsza waluta
niż na przykład jen, funt czy euro, a w czymś tego dolara trzeba przechowywać. Zwiększenie
popytu powoduje spadek rentowności obligacji, a więc zmniejszone koszty
zadłużania, co pewnie w jakimś stopniu wpływa na skłonność rządu federalnego do
finansowania się przez dług. Prawdziwe problemy Amerykanie mogą mieć w sytuacji,
gdy rentowności trwale wzrosną, kolejne serie papierów skarbowych trzeba będzie
rolować, a zwiększone koszty obsługi długu będą pochłaniać środki ewentualne zaoszczędzone
w inny sposób, na przykład przez obcięcie wydatków na wojsko. Widzę w tym jedno
z potencjalnych zagrożeń ery pokryzysowej, o ile takiej się doczekamy.
Powyżej napisałem, że 16 bilionów
to kwota niewyobrażalna. Poniżej znajduje się fragment świetnej grafiki przygotowanej
prawie rok temu, prezentującej liczby związane z długiem USA za pomocą
studolarówek, właściwie z sześcianów zbudowanych ze studolarówek – polecam przejrzenie
całej grafiki od początku (link tutaj: link).
To wizualizacja kwoty obecnego limitu zadłużenia (16,394 biliona dolarów) i
tak, tam w środku to jest Statua Wolności.
niedziela, 19 sierpnia 2012
Pilna depesza z wypowiedzią europejskiego decydenta
W niekończącej się słownej
przepychance przetaczającej się przez Europę już prawdopodobnie nie chodzi o
to, co kto komu obieca, kto kogo o co oskarży i co kto zaproponuje. Mam
wrażenie, że tu chodzi tylko o to, żeby mówić, mówić dużo (abstrahując o sensu
i zawartości merytorycznej wypowiadanych słów), każdemu kto chce słuchać i
przekazywać pilne depesze.
Czy kolejne wiadomości z Grecji w
ciągu tego tygodnia wniosły coś nowego? Nie, okazało się, że niecałkowicie
wdrożono zaplanowane reformy i znowu brakuje pieniędzy na najbliższe płatności.
Czyli nic, czego nie dałoby się przewidzieć w lutym. W błędzie są ci, którzy
myśleli, że problem Grecji się skończył, lub przynajmniej znikł z listy
najbardziej dokuczliwych dla wspólnej waluty. Grecka gospodarka skurczyła się o
6,2% rok do roku po drugim kwartale 2012 roku (link),
potwierdzając przypuszczenia, że cały plan redukcji zadłużenia w perspektywie
do 2020 roku do poziomu 120% długu do PKB jest wręcz nieosiągalny. Opór
społeczeństwa przyzwyczajonego przez lata między innymi do trzycyfrowych dodatków
do wynagrodzenia za mycie rąk nie jest łatwy do przezwyciężenia. Może natomiast
prowadzić do populizmu i kierowania winy poza decydentów krajowych z lata
poprzednich i samo społeczeństwo – na przykład wobec aktualnych podmiotów
podejmujących decyzję, czyli Niemiec i EBC. Czyli, nic nowego. Natomiast co
zrobić z takimi wiadomościami z Aten (link)?
„Greckie
Ministerstwo Finansów policzyło, że obciążona długiem gospodarka będzie odbijać
się szybciej i dlug będzie bardziej możliwy do utrzymania (tzn. Grecja będzie
miała większą zdolność do jego obsługi), jeśli Grecja dostanie dodatkowe dwa
lata na redukcje jej deficytu budżetowego.”
Osobiście uważam, że taki
komunikat nic nie wnosi. Na upartego można by poszukać podobnych z 2010 roku, mających
to samo znaczenie. A od 2010 roku Grecja miała już dwie akcje ratunkowe, jedno
bankructwo, a drugie „w drodze”. W tym wszystkim jedno jest pewne – mentalność Greków
się nie zmieniła.
Następne cudowne stwierdzenie z
tego weekendu (link),
autorstwa ministra finansów Hiszpanii, Luis’a de Guindos’a:
„EBC
nie może określać limitów lub mówić jak dużo skupi obligacji lub jak długo
będzie interweniować na rynku wtórnym papierów skarbowych krajów strefy euro, w
celu, aby taka akcja była efektywna.”
To co, minister finansów
Hiszpanii proponuje spiralę zadłużeniową każdemu krajowi strefy euro? No bo po
co przecież kontrolować zadłużenie, skoro będzie się mieć pewność powodzenia
każdej aukcji długu przy rentowności kilkunastu punktów bazowych niższej niż
próg interwencji EBC? To jest propozycja nierozsądna, wręcz zapraszająca takie
kraje jak Włochy, Francja czy Grecja do nieograniczonego zaciągania długów. Ja
uważam, że jest nierealna i nikt rozsądny w Europie się na nią nie zgodzi
(okej, częściowo jest wykonywana poprzez skupy obligacji przez EBC, ale one były
doraźne i miały swoje ograniczenia). Myślę, że te słowa były wypowiedziane
przez tonącego, chwytającego się brzytwy tylko i wyłącznie dla opinii
publicznej. Górnik z kopalni, której rząd hiszpański cofnął dotację, bez której
egzystencja na rynku nawet przy obecnych wysokich cenach węgla byłaby niemożliwa,
tego genialnego pomysłu nie zrozumie. Hiszpania ma problem praktycznie
wszędzie.
A skoro mówimy już o opinii
publicznej w Hiszpanii i próbach jej uspokajania, Hiszpanie mają w tej dziedzinie
pewnie doświadczenie o ostatnim czasie. Niedawno zwolniono z pracy popularną i
bardzo dociekliwą dziennikarkę polityczną, przypuszczalnie z powodu nacisków
rządu (link).
No tak, ale trzeba jakoś uspokajać społeczeństwo, w którym jest około 24% stopa
bezrobocia, system bankowy się sypie, ceny nieruchomości dalej spadają, a społeczeństwo
nie chce zaakceptować istotnych zmian (o problemach Hiszpanii pisałem
wcześniej, tutaj posty oznaczone etykietką link).
Z drugiej strony, nie jest łatwo zachować cierpliwość ludziom, którzy są od
dawna bez pracy, których nieruchomości kupowane na szczycie bańki tracą wartość
i są warte mniej niż kwoty kredytów, które wzięli w nieregulowanych cajas. Poniżej
jest wykres obrazujący procent tzw. „złych kredytów” w Hiszpanii w ostatnich
latach, pięknie to on dla młodych Hiszpanów nie wygląda (link).
czwartek, 12 lipca 2012
Poniżej zera
Obłędną karierę robi ostatnio
zdanie „witamy w krainie ujemnych rentowności kraj X”. Po 11 lipca znalazłem
cztery kraje, gdzie rentowność któregokolwiek terminu zapadalności jest ujemna (link):
Danię, Niemcy, Holandię, Szwajcarię. Z ciekawszych wartości: szwajcarskie
dwulatki -0,27%, a trzylatki -0,23%, niemieckie dwulatki -0,013%, duńskie
papiery jednomiesięczne -0,35%. Wszystkie te wartości przy stopie depozytowej
EBC na poziomie 0,00%. Zastanawia mnie jedno, jaka musi być rentowność
obligacji niemieckich (rocznych, dwulatek lub bonów miesięcznych) na rynku
wtórnym, żeby na przetargach osiągać rentowności ujemne? -0,05% czy -0,15%?
Subskrybuj:
Posty (Atom)