W niekończącej się słownej
przepychance przetaczającej się przez Europę już prawdopodobnie nie chodzi o
to, co kto komu obieca, kto kogo o co oskarży i co kto zaproponuje. Mam
wrażenie, że tu chodzi tylko o to, żeby mówić, mówić dużo (abstrahując o sensu
i zawartości merytorycznej wypowiadanych słów), każdemu kto chce słuchać i
przekazywać pilne depesze.
Czy kolejne wiadomości z Grecji w
ciągu tego tygodnia wniosły coś nowego? Nie, okazało się, że niecałkowicie
wdrożono zaplanowane reformy i znowu brakuje pieniędzy na najbliższe płatności.
Czyli nic, czego nie dałoby się przewidzieć w lutym. W błędzie są ci, którzy
myśleli, że problem Grecji się skończył, lub przynajmniej znikł z listy
najbardziej dokuczliwych dla wspólnej waluty. Grecka gospodarka skurczyła się o
6,2% rok do roku po drugim kwartale 2012 roku (link),
potwierdzając przypuszczenia, że cały plan redukcji zadłużenia w perspektywie
do 2020 roku do poziomu 120% długu do PKB jest wręcz nieosiągalny. Opór
społeczeństwa przyzwyczajonego przez lata między innymi do trzycyfrowych dodatków
do wynagrodzenia za mycie rąk nie jest łatwy do przezwyciężenia. Może natomiast
prowadzić do populizmu i kierowania winy poza decydentów krajowych z lata
poprzednich i samo społeczeństwo – na przykład wobec aktualnych podmiotów
podejmujących decyzję, czyli Niemiec i EBC. Czyli, nic nowego. Natomiast co
zrobić z takimi wiadomościami z Aten (link)?
„Greckie
Ministerstwo Finansów policzyło, że obciążona długiem gospodarka będzie odbijać
się szybciej i dlug będzie bardziej możliwy do utrzymania (tzn. Grecja będzie
miała większą zdolność do jego obsługi), jeśli Grecja dostanie dodatkowe dwa
lata na redukcje jej deficytu budżetowego.”
Osobiście uważam, że taki
komunikat nic nie wnosi. Na upartego można by poszukać podobnych z 2010 roku, mających
to samo znaczenie. A od 2010 roku Grecja miała już dwie akcje ratunkowe, jedno
bankructwo, a drugie „w drodze”. W tym wszystkim jedno jest pewne – mentalność Greków
się nie zmieniła.
Następne cudowne stwierdzenie z
tego weekendu (link),
autorstwa ministra finansów Hiszpanii, Luis’a de Guindos’a:
„EBC
nie może określać limitów lub mówić jak dużo skupi obligacji lub jak długo
będzie interweniować na rynku wtórnym papierów skarbowych krajów strefy euro, w
celu, aby taka akcja była efektywna.”
To co, minister finansów
Hiszpanii proponuje spiralę zadłużeniową każdemu krajowi strefy euro? No bo po
co przecież kontrolować zadłużenie, skoro będzie się mieć pewność powodzenia
każdej aukcji długu przy rentowności kilkunastu punktów bazowych niższej niż
próg interwencji EBC? To jest propozycja nierozsądna, wręcz zapraszająca takie
kraje jak Włochy, Francja czy Grecja do nieograniczonego zaciągania długów. Ja
uważam, że jest nierealna i nikt rozsądny w Europie się na nią nie zgodzi
(okej, częściowo jest wykonywana poprzez skupy obligacji przez EBC, ale one były
doraźne i miały swoje ograniczenia). Myślę, że te słowa były wypowiedziane
przez tonącego, chwytającego się brzytwy tylko i wyłącznie dla opinii
publicznej. Górnik z kopalni, której rząd hiszpański cofnął dotację, bez której
egzystencja na rynku nawet przy obecnych wysokich cenach węgla byłaby niemożliwa,
tego genialnego pomysłu nie zrozumie. Hiszpania ma problem praktycznie
wszędzie.
A skoro mówimy już o opinii
publicznej w Hiszpanii i próbach jej uspokajania, Hiszpanie mają w tej dziedzinie
pewnie doświadczenie o ostatnim czasie. Niedawno zwolniono z pracy popularną i
bardzo dociekliwą dziennikarkę polityczną, przypuszczalnie z powodu nacisków
rządu (link).
No tak, ale trzeba jakoś uspokajać społeczeństwo, w którym jest około 24% stopa
bezrobocia, system bankowy się sypie, ceny nieruchomości dalej spadają, a społeczeństwo
nie chce zaakceptować istotnych zmian (o problemach Hiszpanii pisałem
wcześniej, tutaj posty oznaczone etykietką link).
Z drugiej strony, nie jest łatwo zachować cierpliwość ludziom, którzy są od
dawna bez pracy, których nieruchomości kupowane na szczycie bańki tracą wartość
i są warte mniej niż kwoty kredytów, które wzięli w nieregulowanych cajas. Poniżej
jest wykres obrazujący procent tzw. „złych kredytów” w Hiszpanii w ostatnich
latach, pięknie to on dla młodych Hiszpanów nie wygląda (link).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz