niedziela, 19 sierpnia 2012

Pilna depesza z wypowiedzią europejskiego decydenta


W niekończącej się słownej przepychance przetaczającej się przez Europę już prawdopodobnie nie chodzi o to, co kto komu obieca, kto kogo o co oskarży i co kto zaproponuje. Mam wrażenie, że tu chodzi tylko o to, żeby mówić, mówić dużo (abstrahując o sensu i zawartości merytorycznej wypowiadanych słów), każdemu kto chce słuchać i przekazywać pilne depesze.

Czy kolejne wiadomości z Grecji w ciągu tego tygodnia wniosły coś nowego? Nie, okazało się, że niecałkowicie wdrożono zaplanowane reformy i znowu brakuje pieniędzy na najbliższe płatności. Czyli nic, czego nie dałoby się przewidzieć w lutym. W błędzie są ci, którzy myśleli, że problem Grecji się skończył, lub przynajmniej znikł z listy najbardziej dokuczliwych dla wspólnej waluty. Grecka gospodarka skurczyła się o 6,2% rok do roku po drugim kwartale 2012 roku (link), potwierdzając przypuszczenia, że cały plan redukcji zadłużenia w perspektywie do 2020 roku do poziomu 120% długu do PKB jest wręcz nieosiągalny. Opór społeczeństwa przyzwyczajonego przez lata między innymi do trzycyfrowych dodatków do wynagrodzenia za mycie rąk nie jest łatwy do przezwyciężenia. Może natomiast prowadzić do populizmu i kierowania winy poza decydentów krajowych z lata poprzednich i samo społeczeństwo – na przykład wobec aktualnych podmiotów podejmujących decyzję, czyli Niemiec i EBC. Czyli, nic nowego. Natomiast co zrobić z takimi wiadomościami z Aten (link)?
„Greckie Ministerstwo Finansów policzyło, że obciążona długiem gospodarka będzie odbijać się szybciej i dlug będzie bardziej możliwy do utrzymania (tzn. Grecja będzie miała większą zdolność do jego obsługi), jeśli Grecja dostanie dodatkowe dwa lata na redukcje jej deficytu budżetowego.”
Osobiście uważam, że taki komunikat nic nie wnosi. Na upartego można by poszukać podobnych z 2010 roku, mających to samo znaczenie. A od 2010 roku Grecja miała już dwie akcje ratunkowe, jedno bankructwo, a drugie „w drodze”. W tym wszystkim jedno jest pewne – mentalność Greków się nie zmieniła.

Następne cudowne stwierdzenie z tego weekendu (link), autorstwa ministra finansów Hiszpanii, Luis’a de Guindos’a:
„EBC nie może określać limitów lub mówić jak dużo skupi obligacji lub jak długo będzie interweniować na rynku wtórnym papierów skarbowych krajów strefy euro, w celu, aby taka akcja była efektywna.”
To co, minister finansów Hiszpanii proponuje spiralę zadłużeniową każdemu krajowi strefy euro? No bo po co przecież kontrolować zadłużenie, skoro będzie się mieć pewność powodzenia każdej aukcji długu przy rentowności kilkunastu punktów bazowych niższej niż próg interwencji EBC? To jest propozycja nierozsądna, wręcz zapraszająca takie kraje jak Włochy, Francja czy Grecja do nieograniczonego zaciągania długów. Ja uważam, że jest nierealna i nikt rozsądny w Europie się na nią nie zgodzi (okej, częściowo jest wykonywana poprzez skupy obligacji przez EBC, ale one były doraźne i miały swoje ograniczenia). Myślę, że te słowa były wypowiedziane przez tonącego, chwytającego się brzytwy tylko i wyłącznie dla opinii publicznej. Górnik z kopalni, której rząd hiszpański cofnął dotację, bez której egzystencja na rynku nawet przy obecnych wysokich cenach węgla byłaby niemożliwa, tego genialnego pomysłu nie zrozumie. Hiszpania ma problem praktycznie wszędzie.

A skoro mówimy już o opinii publicznej w Hiszpanii i próbach jej uspokajania, Hiszpanie mają w tej dziedzinie pewnie doświadczenie o ostatnim czasie. Niedawno zwolniono z pracy popularną i bardzo dociekliwą dziennikarkę polityczną, przypuszczalnie z powodu nacisków rządu (link). No tak, ale trzeba jakoś uspokajać społeczeństwo, w którym jest około 24% stopa bezrobocia, system bankowy się sypie, ceny nieruchomości dalej spadają, a społeczeństwo nie chce zaakceptować istotnych zmian (o problemach Hiszpanii pisałem wcześniej, tutaj posty oznaczone etykietką link). Z drugiej strony, nie jest łatwo zachować cierpliwość ludziom, którzy są od dawna bez pracy, których nieruchomości kupowane na szczycie bańki tracą wartość i są warte mniej niż kwoty kredytów, które wzięli w nieregulowanych cajas. Poniżej jest wykres obrazujący procent tzw. „złych kredytów” w Hiszpanii w ostatnich latach, pięknie to on dla młodych Hiszpanów nie wygląda (link).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz