Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dług. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dług. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 listopada 2013

Wykres dnia #17 - 14 dni i co z tego?

Na poniższej grafice są przedstawione dwie rzeczy: pięcioletnie CDSy i sztuczna wartość wyrażona w czasie (tutaj w tygodniach) powstała w wyniku dodania do siebie deficytu pierwotnego i kosztów obsługi zadłużenia (czyli właściwie deficytu budżetowego) oraz podzielenia go przez wartość całkowity rezerw w obcych walutach (link - ciekawy blog, polecam). Ot tam taki wskaźnik, sam nie wiele mówiący (bo różna jest struktura zadłużenia, waluta zadłużenia, wielkość rezerw, skłonność do drukowania pieniędzy itd.), ale ciekawie się to prezentuje w zestawieniu właśnie z CDS'ami. Bo gdyby interpretować to jako zdolność do przetrwania państwa w momencie odcięcia od finansowania, daje to trochę inny pogląd na "bezpieczeństwo" tych krajów o największym zadłużeniu. A i tak jest trochę naciągany, bo wykorzystuje się (pewnie, nie są podane źródła i wartości) historyczne dane, a w przypadku defaultu deficyt bieżący najprawdopodobniej się zwiększy (spowolnienie) i koszty obsługi długu mogą wzrosnąć (no chyba że mieszkamy w Niemczech). Wniosek: ot taki wykres jako ciekawostka. (14 dni to tyle, ile jak wynika z tekstu artykułu wystarczy Japonii środków z rezerw. I co tego?)


środa, 6 marca 2013

Cytat dnia #5 - Bez echa?


Przyznaję, byłem trochę zajęty w ostatnim tygodniu i tą informację przegapiłem. Wydaje mi się jednak, że trochę rynek przeszedł do porządku dziennego nad wypowiedzią B. Grillo dla niemieckiego Focusa (link). Faktyczny wygrany ostatnich wyborów (które same w sobie ogólnego efektu nie przyniosły) po prostu stwierdził, że być może Włochy będą musiały "renegocjować" swoje zadłużenie.

"Right now we are being crushed, not by the euro, but by our debt,(...). When the interest payments reach €100 billion a year, we're dead. There's no alternative.(...) in six months, we will no longer be able to pay pensions and the wages of public employees".

Oczywiście, to nie jest oficjalne stanowisko włoskich władz, ale nie można takiej wypowiedz lekceważyć. Grillo i jego ruch łatwo zdobył poparcie dużej części społeczeństwa, balansując trochę na granicy populizmu. W przypadku nieuformowania sie rządu i kolejnych wyborów, istnieje duża szansa, że zdobędzie jeszcze większe poparcie niezadowolonej części społeczeństwa. Myślę, że ponieważ nie jest zawodowym politykiem, może być rzeczywiście zdeterminowany do wprowadzania swoich pomysłów w życie.

Włochy to już nie jest Grecja z 300 miliardami EUR długu, gdzie można było dwa razy wpompować po około 100 miliardów EUR i sytuacja nie poprawiła się ani trochę. Włoski dług wynosi około 2000 miliardów, posiadają go prawdopodobnie wszystkie większe instytucje finansowe w Europie. Majstrowanie przy "negocjowaniu" wielkości zadłużenia może wywołać takie zamieszanie na rynkach, że może i nawet EBC ze swoim nie uruchomionym dotąd OMT nie będzie w stanie przejściowo załagodzić paniki. Proszę zobaczyć, jakiego rzędu wielkości ekspozycje na długi państw mają największe banki w Europie (link). Dane mogą być trochę przeterminowane (2011 rok), ale prawdopodobnie są czasami aktualizowane. A banki to nie tylko ekspozycja na dług państw - też na inne obszary działalności: kredyty detaliczne i hipoteczne, etc.

Tutaj z jednej strony pada groźba renegocjacji włoskiego długu, a z drugiej rekord wszechczasów na DJIA. 

piątek, 21 grudnia 2012

Aby na pewno hossa?


Ostatni miesiąc każdy mówi o hossie, jest ona głównym tematem większości mediów ekonomicznych. Analitycy i eksperci w swoich wypowiedziach albo podkreślają zwiększony apetyt na ryzyko, albo fakt niedowartościowania akcji i innych instrumentów lub też początek cyklu łagodzenia polityki monetarnej. Tak trochę ciszej mówi się o potencjalnej recesji w Polsce czy o sytuacji w Grecji i Hiszpanii. Natomiast chwilowym tematem nr jeden jest klif fiskalny (dogadają się? kiedy i czy zdążą? jak negocjują i czym się różnią? jaki będzie efekt na amerykańskie PKB? itd.). Słusznie klif jest aktualnie tematem nr jeden w mojej opinii, tylko że mało kto w mediach zwraca na główne (w mojej opinii) zagrożenie z nim związane – obniżkę ratingu USA. Bo o co chodzi w klifie – o to, żeby podnieść limit długu, a nie komu podwyższyć podatki. Amerykańska gospodarka nie jest teraz w stanie funkcjonować bez gigantycznych deficytów i po prostu musi oraz będzie się rok w rok jeszcze bardziej zadłużać. To jest nieuniknione i trzeba to sobie uświadomić. A ponieważ Amerykanie mają ten swój system limitów długu, to co rok lub półtora będą mieć ten sam problem. Ostatni raz podnosili na początku sierpnia 2011 roku i trzy dni później obudzili się ze ściętym ratingiem (tylko od jednej agencji z trzech głównych). Co się stało przez następny miesiąc? Panika i korekta rzędu 15-20%. Od miesiąca następna agencja grozi obcięciem ratingu, co pozwala przypuszczać, że scenariusz się powtórzy i będzie się okresowo powtarzać, chyba że Amerykanie zlikwidują limit lub podniosą go raz, a dobrze. Mi ciężko jest sobie wyobrazić, żeby USA miało wiecznie AAA od wszystkich głównych agencji z relacją długu do PKB ponad 100% i rosnącą o co najmniej 4-5 punktów procentowych rocznie.

Ale wracając do hossy. Zgodzę się z teorią, że obecną głównie „hossę” spowodowało łagodzenie polityki pieniężnej i samo oczekiwanie jego przebiegu na przestrzeni przyszłych kwartałów. Widać to ewidentnie na rentownościach polskich obligacji, wykres poniżej. Mechanizm jest bardzo prosty. Do wyceny spółek wykorzystuje się między innymi metodą DCF, gdzie jednym z głównych założeń jest stopa wolna od ryzyka, za którą przyjmuje się przeważnie YTM dziesięcioletnich obligacji danego kraju. Spadek YTM o 2 punkty procentowe w ciągu roku ma istotny wpływ na wartość zdyskontowanych przepływów pieniężnych w prognozowanych latach, co przekłada się na zwiększone wyceny w rekomendacjach (część uczestników rynku się nimi sugeruje). Dodatkowo, dla części spółek spadają koszty obsługi długu, co wymiernie przekłada się na wynik finansowy oraz zwiększa się rentowność potencjalnych inwestycji, które spółki mają w swoich planach. To wszystko przekłada się na rosnące wartości aktywów i „hossę” na giełdzie.

Dodatkowo, mamy „hossę”, gdy sytuacja w Europie dalej jest nie wyjaśniona, prognozowana jest recesja, budowlanka i deweloperzy są bardzo nisko wyceniani (nie wiadomo, czy niektóre spółki przetrwają), spada ilość sprzedanych samochodów w całej Europie oraz waży się wartość inwestycji współfinansowanych przez UE w Polsce w kolejnych latach. Tą listę można by jeszcze uzupełnić o kilka, kilkanaście kolejnych pozycji. Ciężko w tej sytuacji zachować całkowity optymizm, ale bardzo podobne dylematy uczestnicy rynku mieli rok temu. A koniec świata nie nastąpił, choć dzisiaj jest ten dzień.



środa, 21 listopada 2012

120%


Nie dogadali się w sprawie Grecji (link, link, link). Będą dalej próbować dochodzić do kompromisu w poniedziałek, więc całe przedstawienie medialne będzie trwać. W końcu ile to już razy było porozumienie, sprawa miała być rozwiązana, kryzys zażegnany, a euro uratowane? Tutaj chodzi o ustalenie warunków trzeciego bailout’u, a sytuacja Grecji tylko się pogarsza z każdym kwartałem – rosnące bezrobocie i spadające PKB. Tak, trzeci. Dzięki pierwszemu Grecja miała do 2020 roku dojść do poziomu długu do PKB wynoszącego 120%, który byłaby w stanie obsługiwać samodzielnie. Celem drugiego był ten sam poziom do osiągnięcia w tym samym roku. Celem trzeciego (dyskutowany są różne pomysły na poradzenie sobie z narastającym zadłużeniem) jest ten sam poziom, tylko że dwa lata później. Ile wynosi obecny poziom długu do PKB w Grecji, a ile będzie wynosił w przybliżeniu za rok? Ponad 170% i ponad 185% odpowiednio. Trzeba to sobie uświadomić, że nie ma możliwości samodzielnego kontrolowania poziomu zadłużenia państwa w momencie, gdy PKB rok do roku się kurczy o kilka punktów procentowych (łącznie od początku problemów kraju o około 20%) oraz gdy istnieje trwały deficyt budżetu państwa (dług ciągle przyrasta).

Dzisiaj wiemy, że IMF się nie zgodzi na żaden program bailout’u dla Grecji, jeśli nie będzie zagwarantowane, że magiczny poziom długu nie zejdzie do tych 120% PKB. Ale skąd się pojawiło 120% i na jakiej podstawie zostało to obliczone? Czy zostało to wyliczone z uwzględnieniem specyfiki danej gospodarki i jej regionalnego otoczenia? Jak prognozowano potencjalne koszty obsługi zadłużenia? Czy są wyliczone takie poziomy dla wszystkich państw? Czy po prostu raz powiedziano, że 120% (bo to był mniej więcej poziom Włoch i Belgii) jest poziomem utrzymywanym i tak już zostało? Odnośnie IMF’u, polecam wszystkim w wolnej chwili przeglądnąć ich prognozy odnośnie Grecji sprzed roku (link), przygotowane przed decyzją o PSI. Równolegle porównać z rzeczywistymi raportowanymi danymi z greckiej gospodarki. Generalnie bardzo ciekawą lekturą byłoby zestawienie wybranych wypowiedzi polityków czy osób decyzyjnych z lat 2010-2012 odnośnie pomocy dla Grecji. Tyle ogłoszonych sukcesów i rozwiązanych problemów.

Moim zdaniem poziom 120% dla Grecji jako poziom bezpieczny jest trochę mało prawdopodobny. Matematyka i wcześniejsze dane statystyczne są nieubłagalne. Przy założeniu braku zewnętrznej redukcji długu Grecja musiałaby odnotowywać wzrost PKB w przyszłości i/albo utrzymywać nadwyżkę budżetową, żeby samodzielnie osiągnąć ten cel. Nie będzie to proste – nastroje w greckim społeczeństwie są kiepskie, istnieje ryzyko dojścia do władzy ugrupowań, które nie będą respektować międzynarodowych zobowiązań. Dodatkowo ciągle trzeba ponosić koszty finansowania długu, które dla Greków jako kraju potencjalnie ryzykownego są wysokie. Generalnie prognozowanie sytuacji Grecji w perspektywie n lat zawiera w sobie tyle niewiadomych, że przypomina strzelanie kulą w płot. Każda prognoza – czytelnika, moja, nawet IMF’u – jest obarczona sporą niepewnością.

piątek, 9 listopada 2012

Downgrade tuż tuż?


Wybory w Stanach już były, wynik nie zaskoczył obserwatorów zbytnio, Barack Obama zostaje prezydentem na drugą kadencję. Nie jest to wpis o charakterze politycznym, więc nie chcę przesądzać, czy to doby wybór, czy może jednak nie. Natomiast w mediach ekonomicznych w gorącym okresie przedwyborczym pojawiało się sporo wypowiedzi, jakie będą efekty wyborów poszczególnych kandydatów na stanowisko prezydenta, jakie są prognozowane scenariusze dla amerykańskiej gospodarki itd. Generalnie, spora część sprowadzała się do uproszczeń – jeśli wygra X, to pozytywnie lub negatywnie dla akcji/obligacji/surowców/dolara. Oczywiście, przekaz medialny ma swoje prawa, gdyż komunikat musi być jasny i przejrzysty. Ja natomiast uważam, że nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o skutki wyborów na rynkach finansowych. Główny powód: nie rozpatrujemy tylko i wyłącznie samej gospodarki Stanów. Na przykład praktycznie równolegle z wyborami w Grecji parlament głosował cięcia oraz były wybierane nowe władze w Chinach. Mogło się okazać, że parlament grecki nie przegłosował cięć, co mogło zaowocować całkiem dużą paniką w wszystkich rynkach. Zawsze może się tak zdarzyć, że pomimo trafnej prognozy gdzieś na świecie będzie miało miejsce takie zdarzenie, które spowoduje ruch w przeciwną stronę. Myślę, że zawsze należy uwzględniać takie ryzyko, bez względu na to, jaki rynek analizujemy i w jakim horyzoncie czasowym.

Abstrahując od poszczególnych analiz, generalnie w przypadku wygranej Obamy możemy rozpatrywać dwa scenariusze na najbliższy czas. Pierwszy, wygrywa prezydent, za którego kadencji istotnie wspiera się wzrost gospodarczy wysokimi deficytami federalnymi, jest prowadzona wyjątkowo łagodna polityka monetarna, świeże dolary trafiają na rynek, które podtrzymują wzrosty, a w razie jakiejś katastrofy przedsiębiorstwa mogą liczyć na rządową pomoc. W takim przypadku w ciągu pierwszych dwóch tygodni rynki nie powinny na sam wybór zareagować negatywnie. Drugi scenariusz opiera się na tym, że rząd federalny utrzymuje zbyt wysokie deficyty i dopuszcza wysoki poziom długu w relacji do PKB oraz nie zamierza aktywnie ograniczać tempa przyrostu długu. Dlaczego? Wydatki na opiekę zdrowotną, przywileje socjalne i stymulowanie gospodarki (rynek pracy) nie będą łatwe do ograniczenia, a z jakiś źródeł trzeba je finansować. Ograniczenie deficytu to w takim otoczeniu makroekonomicznym to krok w stronę recesji, a jej administracja zdecydowanie nie chce. Stąd podejrzenie, że deficyty federalne dalej będą utrzymywane na poziomie co najmniej 5% do 8% PKB, co przy walce o uniknięcie recesji musi skończyć się dalszym, silnym zwiększaniem się relacji długu do PKB (obecnie około 103% link).



S&P500 w dwie sesje po wyborach spadł odpowiednio -2,37% w środę i -1,22% w czwartek, a w nagłówkach na portalach informacyjnych możemy znaleźć informację, że rynki amerykańskie spadają przez obawy o fiscal cliff. Pojawiają się obawy, że Republikanie w Kongresie będą przedłużać osiągnięcie porozumienia do oporu, a podwyższenie limitu długu może zostać przegłosowane dopiero w ostatnim momencie lub troszeczkę później. Wygląda więc na to, że przynajmniej w horyzoncie dwóch-trzech dni realizujemy drugi scenariusz. Dodatkowo, S&P500 będzie dzisiaj walczyć z istotną średnią z 200 sesji (MA200), i jeśli zamknie się dzisiaj znacznie poniżej tej średniej, pojawia się silny sygnał sprzedaży.



Moim zdaniem, tutaj nie chodzi tylko o fiscal cliff. Ten jest owszem istotny, bo w przypadku jego aktywowania pojawia się dodatkowy impuls recesyjny, ale podejrzewam, że zarówno Republikanie i Demokraci są świadomi jego konsekwencji i chcą go uniknąć. Co nie oznacza, że nie będą negocjować i targować się do oporu, gdyż wizerunek u wyborców jest najważniejszy. Myślę, że niedoceniana jest tutaj reakcja agencji ratingowych na działania administracji i Kongresu. Przy ostatnim podnoszeniu limitu długu 31 lipca 2011 ogłoszono porozumienie, prezydent Obama podpisał je 2 sierpnia, a 5 sierpnia Standard&Poor’s obniżył rating Stanów do AA+ (link). Wszyscy pamiętamy, jaki to miało efekt na rynki finansowe na całym świecie. Podejrzewam, że przy najbliższym podnoszeniu limitu długu i całym zamieszaniu z tym związanym również Fitch oraz Moody’s dokonają obniżki ratingu. Dlaczego? Wysokie deficyty i brak widoków na powstrzymanie przyrostu zadłużenia w długim terminie muszą prędzej czy później spowodować reakcje agencji ratingowych. Można oczekiwać, że reakcja rynków na tą obniżkę może być podobna tej z ubiegłego roku (Fitch już publicznie zagroził obniżką).

Pytanie pojawia się następujące – czy Fitch i Moody’s tylko wyrównają poziom oceny do S&P, czy w przypadku, gdyby S&P obniżyło jeszcze o jeden stopień zdecydują się na obniżkę o dwa stopnie w perspektywie najbliższych miesięcy? Ciężko prognozować nastroje na rynku, gdyby te obniżki miały miejsce. Ja dodatkowo mam wrażenie, że agencje ratingowe mogą nie czekać do grudnia na porozumienie Demokratów z Republikanami, odkładając podjęcie decyzji na po poznaniu warunków porozumienia i poziomu nowego limitu długu. Nie zdziwię się, jeśli jeszcze w listopadzie lub na początku grudnia Fitch lub Moody’s zdecydują się na obniżenie ratingu. Taki ruch z dużym prawdopodobieństwem spowodowałby powtórkę z sierpnia 2011, a jakby do tego dodać niepewność sytuacji w Grecji, napięta sytuację Hiszpanii i spowolnienie w Chinach, perspektywa rysuje się negatywnie.


Tekst został również opublikowany na zaprzyjaźnionym portalu Chartstock.pl (link), polecam wszystkim! 

czwartek, 20 września 2012

Wykres dnia #4 – FedEx i BofA


Być może tym wykresem (link) i prognozą opartą na podobnych dany kierował się FED uruchamiając QE3? Jest to wskazówka, że w najbliższej przyszłości odczyty PKB Stanów mogą niższe, może nawet w okolicy zera. Gdyby tak rzeczywiście było, to oznaczałoby dalszy wzrost bezrobocia w Stanach. A przy obecnym skupieniu uwagi FED na rynku pracy (QE dopóki rynek pracy nie poprawi się znacząco), może to sugerować w przyszłości pojawienie się QE4, QE5 itd.


W ten sposób rzeczywiście może ziścić się prognoza (link, link) mówiąca, że FED do końca 2013 roku będzie posiadał około 50%, a do końca 2014 około 65% wszystkich obligacji USA o terminie wykupu 6 lat i więcej. Po przez kolejne QE FED kreowałby (kreuje od jakiegoś czasu?) ogromny popyt na amerykańskie papiery skarbowe. To prowadziłoby do coraz niższej rentowności tych papierów w dłuższym terminie, a z każdym kolejnym kwartałem powoli kończyłby się dostępne obligacje do kupienia. Zwłaszcza, jeśli przez przypadek USA na serio zaczną walczyć z relacją długu do PKB i generalnie samą wielkością długu. Bank of America po ogłoszeniu QE3 przygotował prognozę, że do końca 2014 roku suma bilansowa FEDu może urosnąć nawet do 5 bilionów (naszych) USD. Dość luźno nakładając na jeden wykres sumę bilansową FEDu, kurs złota i ropy od 2009 roku, można dojść do ciekawych przewidywań. Traktowałbym to z przymrużeniem oka, gdyż obecnie praktycznie na całym świecie dzieje się tyle różnych i ważnych rzeczy, że właściwie każda prognoza jest obarczona dużym ryzykiem niespełnienia. Wojna na Bliskim Wschodzie, napięcia polityczne w krajach muzułmańskich, Grexit i jego niezbadane skutki, może nawet opuszczenie unii monetarnej przez Niemcy, podejście (nowej/starej) amerykańskiej administracji do długu oraz rosnące ceny żywności. Zbyt dużo niewiadomych oraz sporo działań banków centralnych, często niestandardowych.



czwartek, 30 sierpnia 2012

Na okrągło – 16 bilionów USD


Zainteresowanie tym problemem w mediach pojawia się tylko przy okazji jakiś okrągłych sum lub przepychanek polityków. W tym tygodniu ważniejsze w Stanach są huragan oraz konwencja Republikanów, a w mediach ekonomicznych sympozjum FED, więc siłą rzeczy nie będzie to jeden z głównych tematów zainteresowania, nawet mimo okrągłych 16 (naszych) bilionów.

O czym mowa? O długu publicznym Stanów Zjednoczonych, który od przyszłego tygodnia będzie wynosił ponad 16 bilionów USD (link, link, link). Zawrotna kwota, wręcz niewyobrażalna i ostatnio rosnąca w tempie średnio 3,5 miliarda USD dziennie. Przypomnę, że Amerykanie w tym roku przekroczyli poziom relacji długu do PKB w również okrągłej liczbie 100% (link). W tym momencie limit wysokości długu wynosi 16,394 biliona USD, więc przy zachowaniu obecnego tempa przyrostu długu w grudniu 2012 roku znowu zaistnieje konieczność modyfikacji tego limitu. Termin ten wypada jednak już po wyborach prezydenckich, zaplanowanych na listopad, więc przewiduję, że limit zadłużenia może stać się jednym z tematów kampanii prezydenckiej. Zwłaszcza, że w trakcie ostatnich gorących dyskusji na ten temat w Kongresie jedną z głównych ról odgrywał Paul Ryan, ówczesny kongresman z Wisconsin i przewodniczący komisji budżetowej. Obecnie Ryan dalej pełni rolę przewodniczącego, jednak jako kandydat na wiceprezydenta raczej nie skupia na tym całej swojej uwagi. Skoncentrowanie przynajmniej fragmentu kampanii na tym problemie może mieć skutek w tym, że kolejna cześć społeczeństwa poszerzy swoja świadomość i zrozumienie tego tematu. To z kolei może spowodować, że w przyszłości większa cześć opinii publicznej może być przeciwna ciągłemu zadłużaniu, co powinno mieć wpływ na decyzje polityków. Dodatkowo przykłady konsekwencji nadmiernego zadłużenia mogą bardziej intensywnie napływać do amerykańskich mediów z Europy.

Ciężko jest sobie wyobrazić gospodarkę amerykańską bez długu i ciągłego zadłużania. W każdym razie możliwe przejście do nadwyżek budżetowych i powolnej redukcji wysokości długu raczej nie będzie natychmiastowe. Dlatego też zakładam, że w przyszłości w chwilach dochodzenia do kolejnych ustawowych limitów, będą one każdorazowo zwiększane. Oczywiście nie bez napiętej atmosfery politycznej w Kongresie. Przynajmniej aż do momentu, gdy wystarczająco duża część społeczeństwa będzie temu przeciwna. Dodatkowo, gdy na rynkach zwiększa się awersja do ryzyka, to kapitał ucieka do bezpieczniejszych aktywów. Dolar jest postrzegany jako bezpieczniejsza waluta niż na przykład jen, funt czy euro, a w czymś tego dolara trzeba przechowywać. Zwiększenie popytu powoduje spadek rentowności obligacji, a więc zmniejszone koszty zadłużania, co pewnie w jakimś stopniu wpływa na skłonność rządu federalnego do finansowania się przez dług. Prawdziwe problemy Amerykanie mogą mieć w sytuacji, gdy rentowności trwale wzrosną, kolejne serie papierów skarbowych trzeba będzie rolować, a zwiększone koszty obsługi długu będą pochłaniać środki ewentualne zaoszczędzone w inny sposób, na przykład przez obcięcie wydatków na wojsko. Widzę w tym jedno z potencjalnych zagrożeń ery pokryzysowej, o ile takiej się doczekamy.

Powyżej napisałem, że 16 bilionów to kwota niewyobrażalna. Poniżej znajduje się fragment świetnej grafiki przygotowanej prawie rok temu, prezentującej liczby związane z długiem USA za pomocą studolarówek, właściwie z sześcianów zbudowanych ze studolarówek – polecam przejrzenie całej grafiki od początku (link tutaj: link). To wizualizacja kwoty obecnego limitu zadłużenia (16,394 biliona dolarów) i tak, tam w środku to jest Statua Wolności.


niedziela, 19 sierpnia 2012

Pilna depesza z wypowiedzią europejskiego decydenta


W niekończącej się słownej przepychance przetaczającej się przez Europę już prawdopodobnie nie chodzi o to, co kto komu obieca, kto kogo o co oskarży i co kto zaproponuje. Mam wrażenie, że tu chodzi tylko o to, żeby mówić, mówić dużo (abstrahując o sensu i zawartości merytorycznej wypowiadanych słów), każdemu kto chce słuchać i przekazywać pilne depesze.

Czy kolejne wiadomości z Grecji w ciągu tego tygodnia wniosły coś nowego? Nie, okazało się, że niecałkowicie wdrożono zaplanowane reformy i znowu brakuje pieniędzy na najbliższe płatności. Czyli nic, czego nie dałoby się przewidzieć w lutym. W błędzie są ci, którzy myśleli, że problem Grecji się skończył, lub przynajmniej znikł z listy najbardziej dokuczliwych dla wspólnej waluty. Grecka gospodarka skurczyła się o 6,2% rok do roku po drugim kwartale 2012 roku (link), potwierdzając przypuszczenia, że cały plan redukcji zadłużenia w perspektywie do 2020 roku do poziomu 120% długu do PKB jest wręcz nieosiągalny. Opór społeczeństwa przyzwyczajonego przez lata między innymi do trzycyfrowych dodatków do wynagrodzenia za mycie rąk nie jest łatwy do przezwyciężenia. Może natomiast prowadzić do populizmu i kierowania winy poza decydentów krajowych z lata poprzednich i samo społeczeństwo – na przykład wobec aktualnych podmiotów podejmujących decyzję, czyli Niemiec i EBC. Czyli, nic nowego. Natomiast co zrobić z takimi wiadomościami z Aten (link)?
„Greckie Ministerstwo Finansów policzyło, że obciążona długiem gospodarka będzie odbijać się szybciej i dlug będzie bardziej możliwy do utrzymania (tzn. Grecja będzie miała większą zdolność do jego obsługi), jeśli Grecja dostanie dodatkowe dwa lata na redukcje jej deficytu budżetowego.”
Osobiście uważam, że taki komunikat nic nie wnosi. Na upartego można by poszukać podobnych z 2010 roku, mających to samo znaczenie. A od 2010 roku Grecja miała już dwie akcje ratunkowe, jedno bankructwo, a drugie „w drodze”. W tym wszystkim jedno jest pewne – mentalność Greków się nie zmieniła.

Następne cudowne stwierdzenie z tego weekendu (link), autorstwa ministra finansów Hiszpanii, Luis’a de Guindos’a:
„EBC nie może określać limitów lub mówić jak dużo skupi obligacji lub jak długo będzie interweniować na rynku wtórnym papierów skarbowych krajów strefy euro, w celu, aby taka akcja była efektywna.”
To co, minister finansów Hiszpanii proponuje spiralę zadłużeniową każdemu krajowi strefy euro? No bo po co przecież kontrolować zadłużenie, skoro będzie się mieć pewność powodzenia każdej aukcji długu przy rentowności kilkunastu punktów bazowych niższej niż próg interwencji EBC? To jest propozycja nierozsądna, wręcz zapraszająca takie kraje jak Włochy, Francja czy Grecja do nieograniczonego zaciągania długów. Ja uważam, że jest nierealna i nikt rozsądny w Europie się na nią nie zgodzi (okej, częściowo jest wykonywana poprzez skupy obligacji przez EBC, ale one były doraźne i miały swoje ograniczenia). Myślę, że te słowa były wypowiedziane przez tonącego, chwytającego się brzytwy tylko i wyłącznie dla opinii publicznej. Górnik z kopalni, której rząd hiszpański cofnął dotację, bez której egzystencja na rynku nawet przy obecnych wysokich cenach węgla byłaby niemożliwa, tego genialnego pomysłu nie zrozumie. Hiszpania ma problem praktycznie wszędzie.

A skoro mówimy już o opinii publicznej w Hiszpanii i próbach jej uspokajania, Hiszpanie mają w tej dziedzinie pewnie doświadczenie o ostatnim czasie. Niedawno zwolniono z pracy popularną i bardzo dociekliwą dziennikarkę polityczną, przypuszczalnie z powodu nacisków rządu (link). No tak, ale trzeba jakoś uspokajać społeczeństwo, w którym jest około 24% stopa bezrobocia, system bankowy się sypie, ceny nieruchomości dalej spadają, a społeczeństwo nie chce zaakceptować istotnych zmian (o problemach Hiszpanii pisałem wcześniej, tutaj posty oznaczone etykietką link). Z drugiej strony, nie jest łatwo zachować cierpliwość ludziom, którzy są od dawna bez pracy, których nieruchomości kupowane na szczycie bańki tracą wartość i są warte mniej niż kwoty kredytów, które wzięli w nieregulowanych cajas. Poniżej jest wykres obrazujący procent tzw. „złych kredytów” w Hiszpanii w ostatnich latach, pięknie to on dla młodych Hiszpanów nie wygląda (link).


środa, 15 sierpnia 2012

Z serii wykresy dnia


Co wspólnego mają Groupon, Zynga oraz Facebook? Poza tym, że to są spółki internetowe i ostatnio przeprowadzały IPO? Przy wszystkich trzech IPO brał udział bank Morgan Stanley, który ostatnio miał 5 minut sławy po tym, jak brał udział w przekazywaniu wybranym inwestorom zmienionych przychodów Facebook’a w trakcie IPO oraz w dniu debiutu skupywał jego akcje by nie spadły poniżej 38 USD (na co przeznaczył prawdopodobnie około 2 miliardów USD, efekt – patrz kurs od debiutu). Źródło: link.




Kontrola wzrostu zadłużenia państwa we Włoszech? Nie, oskarżanie o wrogie działanie agencji ratingowych, które wskazują na potencjalne zagrożenia przy obniżkach ratingu. Potrzeby finansowe państwa nie zmaleją istotnie z dnia na dzień (roku na rok), a przy rozpadzie strefy euro może się trafić kilkuprocentowa recesja. 6,4 miliarda EUR przyrostu zadłużenia miesięcznie – nowoczesne zarządzanie państwem w dobie kryzysu (link).



Tylko 100 miliardów EUR bankom hiszpańskim jest potrzebne? A co jeśli ceny nieruchomości spadną tam o 15% i ilość niespłacanych kredytów wzrośnie radykalnie? Sprawa Hiszpanii ostatnio przycichła (urlopy, Olimpiada, mini hossa, risk on mode), ale nie znikła. Ba, skala problemów nawet się nie zmniejszyła (link).