Na
poniższej grafice są przedstawione dwie rzeczy: pięcioletnie CDSy i sztuczna
wartość wyrażona w czasie (tutaj w tygodniach) powstała w wyniku dodania do
siebie deficytu pierwotnego i kosztów obsługi zadłużenia (czyli właściwie
deficytu budżetowego) oraz podzielenia go przez wartość całkowity rezerw w
obcych walutach (link
- ciekawy blog, polecam). Ot tam taki wskaźnik, sam nie wiele mówiący (bo różna
jest struktura zadłużenia, waluta zadłużenia, wielkość rezerw, skłonność do
drukowania pieniędzy itd.), ale ciekawie się to prezentuje w zestawieniu właśnie
z CDS'ami. Bo gdyby interpretować to jako zdolność do przetrwania państwa w momencie
odcięcia od finansowania, daje to trochę inny pogląd na
"bezpieczeństwo" tych krajów o największym zadłużeniu. A i tak jest
trochę naciągany, bo wykorzystuje się (pewnie, nie są podane źródła i wartości)
historyczne dane, a w przypadku defaultu deficyt bieżący najprawdopodobniej się
zwiększy (spowolnienie) i koszty obsługi długu mogą wzrosnąć (no chyba że
mieszkamy w Niemczech). Wniosek: ot taki wykres jako ciekawostka. (14 dni to tyle,
ile jak wynika z tekstu artykułu wystarczy Japonii środków z rezerw. I co tego?)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dług. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dług. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 4 listopada 2013
środa, 6 marca 2013
Cytat dnia #5 - Bez echa?
Przyznaję,
byłem trochę zajęty w ostatnim tygodniu i tą informację przegapiłem. Wydaje mi
się jednak, że trochę rynek przeszedł do porządku dziennego nad wypowiedzią B.
Grillo dla niemieckiego Focusa (link).
Faktyczny wygrany ostatnich wyborów (które same w sobie ogólnego efektu nie
przyniosły) po prostu stwierdził, że być może Włochy będą musiały
"renegocjować" swoje zadłużenie.
"Right now we are
being crushed, not by the euro, but by our debt,(...). When the interest
payments reach €100 billion a year, we're dead. There's no alternative.(...) in
six months, we will no longer be able to pay pensions and the wages of public
employees".
Oczywiście, to nie jest oficjalne stanowisko włoskich
władz, ale nie można takiej wypowiedz lekceważyć. Grillo i jego ruch łatwo
zdobył poparcie dużej części społeczeństwa, balansując trochę na granicy
populizmu. W przypadku nieuformowania sie rządu i kolejnych wyborów, istnieje
duża szansa, że zdobędzie jeszcze większe poparcie niezadowolonej części
społeczeństwa. Myślę, że ponieważ nie jest zawodowym politykiem, może być
rzeczywiście zdeterminowany do wprowadzania swoich pomysłów w życie.
Włochy to już nie jest Grecja z 300 miliardami
EUR długu, gdzie można było dwa razy wpompować po około 100 miliardów EUR i
sytuacja nie poprawiła się ani trochę. Włoski dług wynosi około 2000 miliardów,
posiadają go prawdopodobnie wszystkie większe instytucje finansowe w Europie.
Majstrowanie przy "negocjowaniu" wielkości zadłużenia może wywołać
takie zamieszanie na rynkach, że może i nawet EBC ze swoim nie uruchomionym
dotąd OMT nie będzie w stanie przejściowo załagodzić paniki. Proszę zobaczyć,
jakiego rzędu wielkości ekspozycje na długi państw mają największe banki w
Europie (link).
Dane mogą być trochę przeterminowane (2011 rok), ale prawdopodobnie są czasami
aktualizowane. A banki to nie tylko ekspozycja na dług państw - też na inne
obszary działalności: kredyty detaliczne i hipoteczne, etc.
Tutaj z jednej strony pada groźba renegocjacji
włoskiego długu, a z drugiej rekord wszechczasów na DJIA.
piątek, 21 grudnia 2012
Aby na pewno hossa?
Ostatni miesiąc każdy mówi o
hossie, jest ona głównym tematem większości mediów ekonomicznych. Analitycy i
eksperci w swoich wypowiedziach albo podkreślają zwiększony apetyt na ryzyko,
albo fakt niedowartościowania akcji i innych instrumentów lub też początek
cyklu łagodzenia polityki monetarnej. Tak trochę ciszej mówi się o potencjalnej
recesji w Polsce czy o sytuacji w Grecji i Hiszpanii. Natomiast chwilowym tematem
nr jeden jest klif fiskalny (dogadają się? kiedy i czy zdążą? jak negocjują i
czym się różnią? jaki będzie efekt na amerykańskie PKB? itd.). Słusznie klif
jest aktualnie tematem nr jeden w mojej opinii, tylko że mało kto w mediach
zwraca na główne (w mojej opinii) zagrożenie z nim związane – obniżkę ratingu
USA. Bo o co chodzi w klifie – o to, żeby podnieść limit długu, a nie komu
podwyższyć podatki. Amerykańska gospodarka nie jest teraz w stanie funkcjonować
bez gigantycznych deficytów i po prostu musi oraz będzie się rok w rok jeszcze
bardziej zadłużać. To jest nieuniknione i trzeba to sobie uświadomić. A
ponieważ Amerykanie mają ten swój system limitów długu, to co rok lub półtora
będą mieć ten sam problem. Ostatni raz podnosili na początku sierpnia 2011 roku
i trzy dni później obudzili się ze ściętym ratingiem (tylko od jednej agencji z
trzech głównych). Co się stało przez następny miesiąc? Panika i korekta rzędu
15-20%. Od miesiąca następna agencja grozi obcięciem ratingu, co pozwala
przypuszczać, że scenariusz się powtórzy i będzie się okresowo powtarzać, chyba
że Amerykanie zlikwidują limit lub podniosą go raz, a dobrze. Mi ciężko jest
sobie wyobrazić, żeby USA miało wiecznie AAA od wszystkich głównych agencji z
relacją długu do PKB ponad 100% i rosnącą o co najmniej 4-5 punktów
procentowych rocznie.
Ale wracając do hossy. Zgodzę się
z teorią, że obecną głównie „hossę” spowodowało łagodzenie polityki pieniężnej i
samo oczekiwanie jego przebiegu na przestrzeni przyszłych kwartałów. Widać to
ewidentnie na rentownościach polskich obligacji, wykres poniżej. Mechanizm jest
bardzo prosty. Do wyceny spółek wykorzystuje się między innymi metodą DCF,
gdzie jednym z głównych założeń jest stopa wolna od ryzyka, za którą przyjmuje
się przeważnie YTM dziesięcioletnich obligacji danego kraju. Spadek YTM o 2
punkty procentowe w ciągu roku ma istotny wpływ na wartość zdyskontowanych
przepływów pieniężnych w prognozowanych latach, co przekłada się na zwiększone
wyceny w rekomendacjach (część uczestników rynku się nimi sugeruje). Dodatkowo,
dla części spółek spadają koszty obsługi długu, co wymiernie przekłada się na
wynik finansowy oraz zwiększa się rentowność potencjalnych inwestycji, które
spółki mają w swoich planach. To wszystko przekłada się na rosnące wartości
aktywów i „hossę” na giełdzie.
Dodatkowo, mamy „hossę”, gdy sytuacja
w Europie dalej jest nie wyjaśniona, prognozowana jest recesja, budowlanka i deweloperzy
są bardzo nisko wyceniani (nie wiadomo, czy niektóre spółki przetrwają), spada
ilość sprzedanych samochodów w całej Europie oraz waży się wartość inwestycji
współfinansowanych przez UE w Polsce w kolejnych latach. Tą listę można by
jeszcze uzupełnić o kilka, kilkanaście kolejnych pozycji. Ciężko w tej sytuacji
zachować całkowity optymizm, ale bardzo podobne dylematy uczestnicy rynku mieli
rok temu. A koniec świata nie nastąpił, choć dzisiaj jest ten dzień.
środa, 21 listopada 2012
120%
Nie dogadali się w sprawie Grecji
(link,
link,
link).
Będą dalej próbować dochodzić do kompromisu w poniedziałek, więc całe
przedstawienie medialne będzie trwać. W końcu ile to już razy było
porozumienie, sprawa miała być rozwiązana, kryzys zażegnany, a euro uratowane?
Tutaj chodzi o ustalenie warunków trzeciego bailout’u, a sytuacja Grecji tylko
się pogarsza z każdym kwartałem – rosnące bezrobocie i spadające PKB. Tak,
trzeci. Dzięki pierwszemu Grecja miała do 2020 roku dojść do poziomu długu do
PKB wynoszącego 120%, który byłaby w stanie obsługiwać samodzielnie. Celem
drugiego był ten sam poziom do osiągnięcia w tym samym roku. Celem trzeciego
(dyskutowany są różne pomysły na poradzenie sobie z narastającym zadłużeniem)
jest ten sam poziom, tylko że dwa lata później. Ile wynosi obecny poziom długu
do PKB w Grecji, a ile będzie wynosił w przybliżeniu za rok? Ponad 170% i ponad
185% odpowiednio. Trzeba to sobie uświadomić, że nie ma możliwości samodzielnego
kontrolowania poziomu zadłużenia państwa w momencie, gdy PKB rok do roku się
kurczy o kilka punktów procentowych (łącznie od początku problemów kraju o
około 20%) oraz gdy istnieje trwały deficyt budżetu państwa (dług ciągle
przyrasta).
Dzisiaj wiemy, że IMF się nie
zgodzi na żaden program bailout’u dla Grecji, jeśli nie będzie zagwarantowane,
że magiczny poziom długu nie zejdzie do tych 120% PKB. Ale skąd się pojawiło
120% i na jakiej podstawie zostało to obliczone? Czy zostało to wyliczone z
uwzględnieniem specyfiki danej gospodarki i jej regionalnego otoczenia? Jak
prognozowano potencjalne koszty obsługi zadłużenia? Czy są wyliczone takie
poziomy dla wszystkich państw? Czy po prostu raz powiedziano, że 120% (bo to
był mniej więcej poziom Włoch i Belgii) jest poziomem utrzymywanym i tak już
zostało? Odnośnie IMF’u, polecam wszystkim w wolnej chwili przeglądnąć ich
prognozy odnośnie Grecji sprzed roku (link),
przygotowane przed decyzją o PSI. Równolegle porównać z rzeczywistymi
raportowanymi danymi z greckiej gospodarki. Generalnie bardzo ciekawą lekturą
byłoby zestawienie wybranych wypowiedzi polityków czy osób decyzyjnych z lat
2010-2012 odnośnie pomocy dla Grecji. Tyle ogłoszonych sukcesów i rozwiązanych
problemów.
Moim zdaniem poziom 120% dla
Grecji jako poziom bezpieczny jest trochę mało prawdopodobny. Matematyka i wcześniejsze
dane statystyczne są nieubłagalne. Przy założeniu braku zewnętrznej redukcji
długu Grecja musiałaby odnotowywać wzrost PKB w przyszłości i/albo utrzymywać
nadwyżkę budżetową, żeby samodzielnie osiągnąć ten cel. Nie będzie to proste –
nastroje w greckim społeczeństwie są kiepskie, istnieje ryzyko dojścia do
władzy ugrupowań, które nie będą respektować międzynarodowych zobowiązań. Dodatkowo
ciągle trzeba ponosić koszty finansowania długu, które dla Greków jako kraju
potencjalnie ryzykownego są wysokie. Generalnie prognozowanie sytuacji Grecji w
perspektywie n lat zawiera w sobie tyle niewiadomych, że przypomina strzelanie
kulą w płot. Każda prognoza – czytelnika, moja, nawet IMF’u – jest obarczona
sporą niepewnością.
piątek, 9 listopada 2012
Downgrade tuż tuż?
Wybory w Stanach już były, wynik
nie zaskoczył obserwatorów zbytnio, Barack Obama zostaje prezydentem na drugą
kadencję. Nie jest to wpis o charakterze politycznym, więc nie chcę przesądzać,
czy to doby wybór, czy może jednak nie. Natomiast w mediach ekonomicznych w
gorącym okresie przedwyborczym pojawiało się sporo wypowiedzi, jakie będą
efekty wyborów poszczególnych kandydatów na stanowisko prezydenta, jakie są
prognozowane scenariusze dla amerykańskiej gospodarki itd. Generalnie, spora
część sprowadzała się do uproszczeń – jeśli wygra X, to pozytywnie lub
negatywnie dla akcji/obligacji/surowców/dolara. Oczywiście, przekaz medialny ma
swoje prawa, gdyż komunikat musi być jasny i przejrzysty. Ja natomiast uważam,
że nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o skutki wyborów na
rynkach finansowych. Główny powód: nie rozpatrujemy tylko i wyłącznie samej
gospodarki Stanów. Na przykład praktycznie równolegle z wyborami w Grecji
parlament głosował cięcia oraz były wybierane nowe władze w Chinach. Mogło się
okazać, że parlament grecki nie przegłosował cięć, co mogło zaowocować całkiem
dużą paniką w wszystkich rynkach. Zawsze może się tak zdarzyć, że pomimo
trafnej prognozy gdzieś na świecie będzie miało miejsce takie zdarzenie, które
spowoduje ruch w przeciwną stronę. Myślę, że zawsze należy uwzględniać takie
ryzyko, bez względu na to, jaki rynek analizujemy i w jakim horyzoncie
czasowym.
Abstrahując od poszczególnych
analiz, generalnie w przypadku wygranej Obamy możemy rozpatrywać dwa scenariusze
na najbliższy czas. Pierwszy, wygrywa prezydent, za którego kadencji istotnie
wspiera się wzrost gospodarczy wysokimi deficytami federalnymi, jest prowadzona
wyjątkowo łagodna polityka monetarna, świeże dolary trafiają na rynek, które
podtrzymują wzrosty, a w razie jakiejś katastrofy przedsiębiorstwa mogą liczyć
na rządową pomoc. W takim przypadku w ciągu pierwszych dwóch tygodni rynki nie
powinny na sam wybór zareagować negatywnie. Drugi scenariusz opiera się na tym,
że rząd federalny utrzymuje zbyt wysokie deficyty i dopuszcza wysoki poziom
długu w relacji do PKB oraz nie zamierza aktywnie ograniczać tempa przyrostu
długu. Dlaczego? Wydatki na opiekę zdrowotną, przywileje socjalne i
stymulowanie gospodarki (rynek pracy) nie będą łatwe do ograniczenia, a z jakiś
źródeł trzeba je finansować. Ograniczenie deficytu to w takim otoczeniu
makroekonomicznym to krok w stronę recesji, a jej administracja zdecydowanie
nie chce. Stąd podejrzenie, że deficyty federalne dalej będą utrzymywane na
poziomie co najmniej 5% do 8% PKB, co przy walce o uniknięcie recesji musi
skończyć się dalszym, silnym zwiększaniem się relacji długu do PKB (obecnie
około 103% link).
S&P500 w dwie sesje po
wyborach spadł odpowiednio -2,37% w środę i -1,22% w czwartek, a w nagłówkach
na portalach informacyjnych możemy znaleźć informację, że rynki amerykańskie
spadają przez obawy o fiscal cliff. Pojawiają się obawy, że Republikanie w
Kongresie będą przedłużać osiągnięcie porozumienia do oporu, a podwyższenie
limitu długu może zostać przegłosowane dopiero w ostatnim momencie lub
troszeczkę później. Wygląda więc na to, że przynajmniej w horyzoncie
dwóch-trzech dni realizujemy drugi scenariusz. Dodatkowo, S&P500 będzie
dzisiaj walczyć z istotną średnią z 200 sesji (MA200), i jeśli zamknie się
dzisiaj znacznie poniżej tej średniej, pojawia się silny sygnał sprzedaży.
Moim zdaniem, tutaj nie chodzi
tylko o fiscal cliff. Ten jest owszem istotny, bo w przypadku jego aktywowania
pojawia się dodatkowy impuls recesyjny, ale podejrzewam, że zarówno
Republikanie i Demokraci są świadomi jego konsekwencji i chcą go uniknąć. Co
nie oznacza, że nie będą negocjować i targować się do oporu, gdyż wizerunek u
wyborców jest najważniejszy. Myślę, że niedoceniana jest tutaj reakcja agencji
ratingowych na działania administracji i Kongresu. Przy ostatnim podnoszeniu
limitu długu 31 lipca 2011 ogłoszono porozumienie, prezydent Obama podpisał je
2 sierpnia, a 5 sierpnia Standard&Poor’s obniżył rating Stanów do AA+ (link). Wszyscy pamiętamy, jaki to
miało efekt na rynki finansowe na całym świecie. Podejrzewam, że przy
najbliższym podnoszeniu limitu długu i całym zamieszaniu z tym związanym
również Fitch oraz Moody’s dokonają obniżki ratingu. Dlaczego? Wysokie deficyty
i brak widoków na powstrzymanie przyrostu zadłużenia w długim terminie muszą
prędzej czy później spowodować reakcje agencji ratingowych. Można oczekiwać, że
reakcja rynków na tą obniżkę może być podobna tej z ubiegłego roku (Fitch już
publicznie zagroził obniżką).
Pytanie pojawia się następujące –
czy Fitch i Moody’s tylko wyrównają poziom oceny do S&P, czy w przypadku,
gdyby S&P obniżyło jeszcze o jeden stopień zdecydują się na obniżkę o dwa
stopnie w perspektywie najbliższych miesięcy? Ciężko prognozować nastroje na
rynku, gdyby te obniżki miały miejsce. Ja dodatkowo mam wrażenie, że agencje
ratingowe mogą nie czekać do grudnia na porozumienie Demokratów z
Republikanami, odkładając podjęcie decyzji na po poznaniu warunków porozumienia
i poziomu nowego limitu długu. Nie zdziwię się, jeśli jeszcze w listopadzie lub
na początku grudnia Fitch lub Moody’s zdecydują się na obniżenie ratingu. Taki
ruch z dużym prawdopodobieństwem spowodowałby powtórkę z sierpnia 2011, a jakby
do tego dodać niepewność sytuacji w Grecji, napięta sytuację Hiszpanii i
spowolnienie w Chinach, perspektywa rysuje się negatywnie.
Tekst został również opublikowany
na zaprzyjaźnionym portalu Chartstock.pl (link),
polecam wszystkim!
czwartek, 20 września 2012
Wykres dnia #4 – FedEx i BofA
Być może tym wykresem (link)
i prognozą opartą na podobnych dany kierował się FED uruchamiając QE3? Jest to
wskazówka, że w najbliższej przyszłości odczyty PKB Stanów mogą niższe, może
nawet w okolicy zera. Gdyby tak rzeczywiście było, to oznaczałoby dalszy wzrost
bezrobocia w Stanach. A przy obecnym skupieniu uwagi FED na rynku pracy (QE
dopóki rynek pracy nie poprawi się znacząco), może to sugerować w przyszłości
pojawienie się QE4, QE5 itd.
W ten sposób rzeczywiście może
ziścić się prognoza (link,
link)
mówiąca, że FED do końca 2013 roku będzie posiadał około 50%, a do końca 2014
około 65% wszystkich obligacji USA o terminie wykupu 6 lat i więcej. Po przez
kolejne QE FED kreowałby (kreuje od jakiegoś czasu?) ogromny popyt na
amerykańskie papiery skarbowe. To prowadziłoby do coraz niższej rentowności
tych papierów w dłuższym terminie, a z każdym kolejnym kwartałem powoli kończyłby się
dostępne obligacje do kupienia. Zwłaszcza, jeśli przez przypadek USA na serio
zaczną walczyć z relacją długu do PKB i generalnie samą wielkością długu. Bank
of America po ogłoszeniu QE3 przygotował prognozę, że do końca 2014 roku suma
bilansowa FEDu może urosnąć nawet do 5 bilionów (naszych) USD. Dość luźno nakładając
na jeden wykres sumę bilansową FEDu, kurs złota i ropy od 2009 roku, można
dojść do ciekawych przewidywań. Traktowałbym to z przymrużeniem oka, gdyż
obecnie praktycznie na całym świecie dzieje się tyle różnych i ważnych rzeczy,
że właściwie każda prognoza jest obarczona dużym ryzykiem niespełnienia. Wojna na
Bliskim Wschodzie, napięcia polityczne w krajach muzułmańskich, Grexit i jego
niezbadane skutki, może nawet opuszczenie unii monetarnej przez Niemcy,
podejście (nowej/starej) amerykańskiej administracji do długu oraz rosnące ceny
żywności. Zbyt dużo niewiadomych oraz sporo działań banków centralnych, często
niestandardowych.
czwartek, 30 sierpnia 2012
Na okrągło – 16 bilionów USD
Zainteresowanie tym problemem w
mediach pojawia się tylko przy okazji jakiś okrągłych sum lub przepychanek
polityków. W tym tygodniu ważniejsze w Stanach są huragan oraz konwencja
Republikanów, a w mediach ekonomicznych sympozjum FED, więc siłą rzeczy nie
będzie to jeden z głównych tematów zainteresowania, nawet mimo okrągłych 16
(naszych) bilionów.
O czym mowa? O długu publicznym
Stanów Zjednoczonych, który od przyszłego tygodnia będzie wynosił ponad 16
bilionów USD (link,
link,
link).
Zawrotna kwota, wręcz niewyobrażalna i ostatnio rosnąca w tempie średnio 3,5
miliarda USD dziennie. Przypomnę, że Amerykanie w tym roku przekroczyli poziom
relacji długu do PKB w również okrągłej liczbie 100% (link).
W tym momencie limit wysokości długu wynosi 16,394 biliona USD, więc przy
zachowaniu obecnego tempa przyrostu długu w grudniu 2012 roku znowu zaistnieje
konieczność modyfikacji tego limitu. Termin ten wypada jednak już po wyborach
prezydenckich, zaplanowanych na listopad, więc przewiduję, że limit zadłużenia
może stać się jednym z tematów kampanii prezydenckiej. Zwłaszcza, że w trakcie
ostatnich gorących dyskusji na ten temat w Kongresie jedną z głównych ról
odgrywał Paul Ryan, ówczesny kongresman z Wisconsin i przewodniczący komisji
budżetowej. Obecnie Ryan dalej pełni rolę przewodniczącego, jednak jako
kandydat na wiceprezydenta raczej nie skupia na tym całej swojej uwagi. Skoncentrowanie
przynajmniej fragmentu kampanii na tym problemie może mieć skutek w tym, że
kolejna cześć społeczeństwa poszerzy swoja świadomość i zrozumienie tego
tematu. To z kolei może spowodować, że w przyszłości większa cześć opinii
publicznej może być przeciwna ciągłemu zadłużaniu, co powinno mieć wpływ na
decyzje polityków. Dodatkowo przykłady konsekwencji nadmiernego zadłużenia mogą
bardziej intensywnie napływać do amerykańskich mediów z Europy.
Ciężko jest sobie wyobrazić
gospodarkę amerykańską bez długu i ciągłego zadłużania. W każdym razie możliwe
przejście do nadwyżek budżetowych i powolnej redukcji wysokości długu raczej
nie będzie natychmiastowe. Dlatego też zakładam, że w przyszłości w chwilach
dochodzenia do kolejnych ustawowych limitów, będą one każdorazowo zwiększane. Oczywiście
nie bez napiętej atmosfery politycznej w Kongresie. Przynajmniej aż do momentu,
gdy wystarczająco duża część społeczeństwa będzie temu przeciwna. Dodatkowo, gdy
na rynkach zwiększa się awersja do ryzyka, to kapitał ucieka do
bezpieczniejszych aktywów. Dolar jest postrzegany jako bezpieczniejsza waluta
niż na przykład jen, funt czy euro, a w czymś tego dolara trzeba przechowywać. Zwiększenie
popytu powoduje spadek rentowności obligacji, a więc zmniejszone koszty
zadłużania, co pewnie w jakimś stopniu wpływa na skłonność rządu federalnego do
finansowania się przez dług. Prawdziwe problemy Amerykanie mogą mieć w sytuacji,
gdy rentowności trwale wzrosną, kolejne serie papierów skarbowych trzeba będzie
rolować, a zwiększone koszty obsługi długu będą pochłaniać środki ewentualne zaoszczędzone
w inny sposób, na przykład przez obcięcie wydatków na wojsko. Widzę w tym jedno
z potencjalnych zagrożeń ery pokryzysowej, o ile takiej się doczekamy.
Powyżej napisałem, że 16 bilionów
to kwota niewyobrażalna. Poniżej znajduje się fragment świetnej grafiki przygotowanej
prawie rok temu, prezentującej liczby związane z długiem USA za pomocą
studolarówek, właściwie z sześcianów zbudowanych ze studolarówek – polecam przejrzenie
całej grafiki od początku (link tutaj: link).
To wizualizacja kwoty obecnego limitu zadłużenia (16,394 biliona dolarów) i
tak, tam w środku to jest Statua Wolności.
niedziela, 19 sierpnia 2012
Pilna depesza z wypowiedzią europejskiego decydenta
W niekończącej się słownej
przepychance przetaczającej się przez Europę już prawdopodobnie nie chodzi o
to, co kto komu obieca, kto kogo o co oskarży i co kto zaproponuje. Mam
wrażenie, że tu chodzi tylko o to, żeby mówić, mówić dużo (abstrahując o sensu
i zawartości merytorycznej wypowiadanych słów), każdemu kto chce słuchać i
przekazywać pilne depesze.
Czy kolejne wiadomości z Grecji w
ciągu tego tygodnia wniosły coś nowego? Nie, okazało się, że niecałkowicie
wdrożono zaplanowane reformy i znowu brakuje pieniędzy na najbliższe płatności.
Czyli nic, czego nie dałoby się przewidzieć w lutym. W błędzie są ci, którzy
myśleli, że problem Grecji się skończył, lub przynajmniej znikł z listy
najbardziej dokuczliwych dla wspólnej waluty. Grecka gospodarka skurczyła się o
6,2% rok do roku po drugim kwartale 2012 roku (link),
potwierdzając przypuszczenia, że cały plan redukcji zadłużenia w perspektywie
do 2020 roku do poziomu 120% długu do PKB jest wręcz nieosiągalny. Opór
społeczeństwa przyzwyczajonego przez lata między innymi do trzycyfrowych dodatków
do wynagrodzenia za mycie rąk nie jest łatwy do przezwyciężenia. Może natomiast
prowadzić do populizmu i kierowania winy poza decydentów krajowych z lata
poprzednich i samo społeczeństwo – na przykład wobec aktualnych podmiotów
podejmujących decyzję, czyli Niemiec i EBC. Czyli, nic nowego. Natomiast co
zrobić z takimi wiadomościami z Aten (link)?
„Greckie
Ministerstwo Finansów policzyło, że obciążona długiem gospodarka będzie odbijać
się szybciej i dlug będzie bardziej możliwy do utrzymania (tzn. Grecja będzie
miała większą zdolność do jego obsługi), jeśli Grecja dostanie dodatkowe dwa
lata na redukcje jej deficytu budżetowego.”
Osobiście uważam, że taki
komunikat nic nie wnosi. Na upartego można by poszukać podobnych z 2010 roku, mających
to samo znaczenie. A od 2010 roku Grecja miała już dwie akcje ratunkowe, jedno
bankructwo, a drugie „w drodze”. W tym wszystkim jedno jest pewne – mentalność Greków
się nie zmieniła.
Następne cudowne stwierdzenie z
tego weekendu (link),
autorstwa ministra finansów Hiszpanii, Luis’a de Guindos’a:
„EBC
nie może określać limitów lub mówić jak dużo skupi obligacji lub jak długo
będzie interweniować na rynku wtórnym papierów skarbowych krajów strefy euro, w
celu, aby taka akcja była efektywna.”
To co, minister finansów
Hiszpanii proponuje spiralę zadłużeniową każdemu krajowi strefy euro? No bo po
co przecież kontrolować zadłużenie, skoro będzie się mieć pewność powodzenia
każdej aukcji długu przy rentowności kilkunastu punktów bazowych niższej niż
próg interwencji EBC? To jest propozycja nierozsądna, wręcz zapraszająca takie
kraje jak Włochy, Francja czy Grecja do nieograniczonego zaciągania długów. Ja
uważam, że jest nierealna i nikt rozsądny w Europie się na nią nie zgodzi
(okej, częściowo jest wykonywana poprzez skupy obligacji przez EBC, ale one były
doraźne i miały swoje ograniczenia). Myślę, że te słowa były wypowiedziane
przez tonącego, chwytającego się brzytwy tylko i wyłącznie dla opinii
publicznej. Górnik z kopalni, której rząd hiszpański cofnął dotację, bez której
egzystencja na rynku nawet przy obecnych wysokich cenach węgla byłaby niemożliwa,
tego genialnego pomysłu nie zrozumie. Hiszpania ma problem praktycznie
wszędzie.
A skoro mówimy już o opinii
publicznej w Hiszpanii i próbach jej uspokajania, Hiszpanie mają w tej dziedzinie
pewnie doświadczenie o ostatnim czasie. Niedawno zwolniono z pracy popularną i
bardzo dociekliwą dziennikarkę polityczną, przypuszczalnie z powodu nacisków
rządu (link).
No tak, ale trzeba jakoś uspokajać społeczeństwo, w którym jest około 24% stopa
bezrobocia, system bankowy się sypie, ceny nieruchomości dalej spadają, a społeczeństwo
nie chce zaakceptować istotnych zmian (o problemach Hiszpanii pisałem
wcześniej, tutaj posty oznaczone etykietką link).
Z drugiej strony, nie jest łatwo zachować cierpliwość ludziom, którzy są od
dawna bez pracy, których nieruchomości kupowane na szczycie bańki tracą wartość
i są warte mniej niż kwoty kredytów, które wzięli w nieregulowanych cajas. Poniżej
jest wykres obrazujący procent tzw. „złych kredytów” w Hiszpanii w ostatnich
latach, pięknie to on dla młodych Hiszpanów nie wygląda (link).
środa, 15 sierpnia 2012
Z serii wykresy dnia
Co wspólnego mają Groupon, Zynga
oraz Facebook? Poza tym, że to są spółki internetowe i ostatnio przeprowadzały
IPO? Przy wszystkich trzech IPO brał udział bank Morgan Stanley, który ostatnio
miał 5 minut sławy po tym, jak brał udział w przekazywaniu wybranym inwestorom
zmienionych przychodów Facebook’a w trakcie IPO oraz w dniu debiutu skupywał
jego akcje by nie spadły poniżej 38 USD (na co przeznaczył prawdopodobnie około
2 miliardów USD, efekt – patrz kurs od debiutu). Źródło: link.
Kontrola wzrostu zadłużenia
państwa we Włoszech? Nie, oskarżanie o wrogie działanie agencji ratingowych, które wskazują
na potencjalne zagrożenia przy obniżkach ratingu. Potrzeby finansowe państwa
nie zmaleją istotnie z dnia na dzień (roku na rok), a przy rozpadzie strefy
euro może się trafić kilkuprocentowa recesja. 6,4 miliarda EUR przyrostu
zadłużenia miesięcznie – nowoczesne zarządzanie państwem w dobie kryzysu (link).
Tylko 100 miliardów EUR bankom
hiszpańskim jest potrzebne? A co jeśli ceny nieruchomości spadną tam o 15% i ilość
niespłacanych kredytów wzrośnie radykalnie? Sprawa Hiszpanii ostatnio
przycichła (urlopy, Olimpiada, mini hossa, risk on mode), ale nie znikła. Ba,
skala problemów nawet się nie zmniejszyła (link).
Subskrybuj:
Posty (Atom)