Zainteresowanie tym problemem w
mediach pojawia się tylko przy okazji jakiś okrągłych sum lub przepychanek
polityków. W tym tygodniu ważniejsze w Stanach są huragan oraz konwencja
Republikanów, a w mediach ekonomicznych sympozjum FED, więc siłą rzeczy nie
będzie to jeden z głównych tematów zainteresowania, nawet mimo okrągłych 16
(naszych) bilionów.
O czym mowa? O długu publicznym
Stanów Zjednoczonych, który od przyszłego tygodnia będzie wynosił ponad 16
bilionów USD (link,
link,
link).
Zawrotna kwota, wręcz niewyobrażalna i ostatnio rosnąca w tempie średnio 3,5
miliarda USD dziennie. Przypomnę, że Amerykanie w tym roku przekroczyli poziom
relacji długu do PKB w również okrągłej liczbie 100% (link).
W tym momencie limit wysokości długu wynosi 16,394 biliona USD, więc przy
zachowaniu obecnego tempa przyrostu długu w grudniu 2012 roku znowu zaistnieje
konieczność modyfikacji tego limitu. Termin ten wypada jednak już po wyborach
prezydenckich, zaplanowanych na listopad, więc przewiduję, że limit zadłużenia
może stać się jednym z tematów kampanii prezydenckiej. Zwłaszcza, że w trakcie
ostatnich gorących dyskusji na ten temat w Kongresie jedną z głównych ról
odgrywał Paul Ryan, ówczesny kongresman z Wisconsin i przewodniczący komisji
budżetowej. Obecnie Ryan dalej pełni rolę przewodniczącego, jednak jako
kandydat na wiceprezydenta raczej nie skupia na tym całej swojej uwagi. Skoncentrowanie
przynajmniej fragmentu kampanii na tym problemie może mieć skutek w tym, że
kolejna cześć społeczeństwa poszerzy swoja świadomość i zrozumienie tego
tematu. To z kolei może spowodować, że w przyszłości większa cześć opinii
publicznej może być przeciwna ciągłemu zadłużaniu, co powinno mieć wpływ na
decyzje polityków. Dodatkowo przykłady konsekwencji nadmiernego zadłużenia mogą
bardziej intensywnie napływać do amerykańskich mediów z Europy.
Ciężko jest sobie wyobrazić
gospodarkę amerykańską bez długu i ciągłego zadłużania. W każdym razie możliwe
przejście do nadwyżek budżetowych i powolnej redukcji wysokości długu raczej
nie będzie natychmiastowe. Dlatego też zakładam, że w przyszłości w chwilach
dochodzenia do kolejnych ustawowych limitów, będą one każdorazowo zwiększane. Oczywiście
nie bez napiętej atmosfery politycznej w Kongresie. Przynajmniej aż do momentu,
gdy wystarczająco duża część społeczeństwa będzie temu przeciwna. Dodatkowo, gdy
na rynkach zwiększa się awersja do ryzyka, to kapitał ucieka do
bezpieczniejszych aktywów. Dolar jest postrzegany jako bezpieczniejsza waluta
niż na przykład jen, funt czy euro, a w czymś tego dolara trzeba przechowywać. Zwiększenie
popytu powoduje spadek rentowności obligacji, a więc zmniejszone koszty
zadłużania, co pewnie w jakimś stopniu wpływa na skłonność rządu federalnego do
finansowania się przez dług. Prawdziwe problemy Amerykanie mogą mieć w sytuacji,
gdy rentowności trwale wzrosną, kolejne serie papierów skarbowych trzeba będzie
rolować, a zwiększone koszty obsługi długu będą pochłaniać środki ewentualne zaoszczędzone
w inny sposób, na przykład przez obcięcie wydatków na wojsko. Widzę w tym jedno
z potencjalnych zagrożeń ery pokryzysowej, o ile takiej się doczekamy.
Powyżej napisałem, że 16 bilionów
to kwota niewyobrażalna. Poniżej znajduje się fragment świetnej grafiki przygotowanej
prawie rok temu, prezentującej liczby związane z długiem USA za pomocą
studolarówek, właściwie z sześcianów zbudowanych ze studolarówek – polecam przejrzenie
całej grafiki od początku (link tutaj: link).
To wizualizacja kwoty obecnego limitu zadłużenia (16,394 biliona dolarów) i
tak, tam w środku to jest Statua Wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz