Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 kwietnia 2013

Mocniejszy dolar w następnych latach?


Bardzo polecam wszystkim tekst od OfTwoMinds.com (link, link), w którym autor podaje trochę argumentów przeciw tezie, że QE(n) FEDu osłabi dolara w następnych latach. Na przykład, ciężko się nie zgodzić z poglądem, że USA praktycznie "eksportują" dolara i jeśli USA zmniejszą (lub nie zwiększą odpowiednio szybko) tempo druku dolara, mogą doprowadzić do jego umocnienia (popyt - podaż).

wtorek, 26 lutego 2013

A w Detroit 47%


Z czym się ludziom kojarzy miasto Detroit w stanie Michigan? Oczywiście z General Motors i przemysłem motoryzacyjnym, trochę mniej z ciężkimi warunkami gospodarczymi dla mieszkańców w okresach dekoniunktury. Jednak od tego roku powinno kojarzyć się z niepłaconymi podatkami (polecam przeczytać cały tekst: link). Zwróciłbym uwagę, że z jednej strony mamy obraz fatalnej sytuacji w tym ważnym okręgu przemysłowym (przemysł samochodowy), odczucia ludzi i ich motywacje przy nie płaceniu i unikaniu podatków, a z drugiej luzowanie ilościowe Fed'u i prawie rekordowe poziomy amerykańskich indeksów, natomiast z trzeciej ogromny deficyt federalny, gigantyczne zadłużenie, klif fiskalny i historycznie duże bezrobocie.

47% nieruchomości w Detroit zalega z podatkiem od nieruchomości za rok 2011. Nie 4,7%, nie 14,7%, tylko 47% - brzmi jakby to chodziło o Neapol czy Saloniki (bez urazy dla mieszkańców tych miast), a nie przemysłowe miasto w jednym z najważniejszych okręgów USA. Udział miasta w niezebranych podatkach w zeszłym roku został oszacowany na 131 milionów USD - 12% całego budżetu Detroit. Co się okazuje - Detroit ma jedną z najwyższych stawek podatku od nieruchomości pośród wielkich miast w Stanach, a sporo nieruchomości jest wycenionych znacznie powyżej ich wartości rynkowej (potrzebne do obliczania wartości podatku). Natomiast niektóry mieszkańcy niepłacący podatku motywują to tym, że nie widzą "usług" zapewnianych przez miasto (na przykład patroli policji), więc nie widzą sensu w płaceniu. Błędne koło. Sytuacja stanie się bardziej dramatyczna (i poniekąd ciekawsza z polskiego punktu widzenia), gdyż okręgi w stanie Michigan mają obowiązek przejmować nieruchomość w przypadku, gdyby ten podatek nie był płacony przez trzy lata. Choć są na to sztuczki prawne pozwalające pozbyć się długu legalnie, opisane w treści artykułu.

Zapomnijmy o fiscal cliff - będzie przecież hossa i atak na Dow Jones na poziom 20 tys. punktów (link). Tylko w kolejnym zdaniu dodaje się zakres czasowy prognozy - 4 lata, jednak headline z 20 tys. punktów idzie w świat. Cóż, zawsze początkującym traderom i inwestorom się poleca książki opisujące przeszłe doświadczenia innych. I właśnie w takich kilku mądrych książkach jest napisane, że jak pojawiają się zbyt bycze lub niedźwiedzie prognozy i rekomendacje, to jest to sygnał. 

poniedziałek, 25 lutego 2013

CEDC (2)


I notowanie CEDC zamknęło się w Stanach po 0,62$. Co to oznacza (zobacz poprzedni wpis link)? Przy kursie USD/PLN około 3,14 jutro powinno otworzyć się lub przynajmniej przez moment odwiedzić poziom około 1,90-2,00 zł. O ile się rano otworzy, co nie jest takie pewne - jeżeli miałbym obstawiać, to raczej nie będzie fixingu przed godziną 10 rano. CEDC to nie jest mini spółka o ograniczonej płynności, tylko mWIG40 - takie zdarzenie jest niecodzienne, ale podobne miały miejsce. Na CEDC zdarzały się sesje na -20%, i mniej - co się po nich działo, polecam zobaczyć na wykresie dziennym.

Nie było dzisiaj komunikatu, więc można podejrzewać, że ktoś czyścił sobie w spółce pozycję. Być może ktoś z dostępem do informacji poufnych, tego nie wiadomo. Kiedyś CEDC było moją ulubioną spółką, jednak raz udało mi się niestety nadziać na podobną sesję i nie wspominam tego zbyt dobrze. Jedno jest pewne - CEDC jest jutro i w następnych dniach nieprzewidywalne. Nie wiadomo, czy pogłębi się jeszcze ściana w dół, i korekcyjnie na mniejszym wolumenie będzie korekta do 0,85-0,95$. Nie wiadomo, czy w najbliższym czasie nie pojawi się jakiś fatalny komunikat. A zasada jest prosta - jeśli czegoś nie można przewidywać i nie mamy w tym pozycji, nie ryzykujmy.

Natomiast dziwi mnie jedno. Słuchałem dzisiaj CNBC praktycznie cały dzień. Prawda, działo się dużo - dane o bezrobociu, wybory we Włoszech (intensyfikacja komunikatów od godziny 15:30), huśtawka na EUR/USD i indeksach. Ale poważnie, jeżeli nagle duża i licząca się spółka z mWIGu w godzinę traci bez komunikatu 20% i później wisi na widłach na -50%, to to jest sytuacja, o której poważna stacja powinna poinformować. Być może się mylę i czegoś nie dosłyszałem, ale od 15:30 do 17:40 nie słyszałem żadnej wstawki o CEDC - same Włochy, bezrobocie, perspektywy energetyki (ponieważ minima na PGE), Włochy, EUR/USD i jeszcze raz Włochy, czasami wspomniano o sprzedaży detalicznej.

Czyżby wszyscy przeszukiwali Reutersa zamiast zobaczyć na "temperaturę rynku"?




===============
EDIT (23:35)

W ramach ciekawostek dodam, że ze spadkiem -55,4% CEDC wcale nie było dzisiaj najgorszą spółką w Stanach, inna traciła skromne -85,35% (link - polecam wszystkim ten portal). Dodatkowo wolumen na NASDAQ'u na CEDC wyniósł około 14,14 miliona sztuk, co przy łącznie wyemitowanych 78,76 milionach sztuk stanowi prawie 18% całej kapitalizacji. A przecież trzeba doliczyć obroty na WGPW. Wygląda na to, że rzeczywiście ktoś opuścił akcjonariat w obawie przed czymś, czy to niezrolowaniem długu czy wnioskiem o bankructwo - tak to wygląda. Zwróciłbym też uwagę na udział krótkiej sprzedaży we free float'cie - tylko nie wiem ze 100% pewnością, czy to już dane przeliczone po dzisiejszej sesji. Myślę, że ciekawym byłoby prześledzenie historycznego poziomu kształtowania się udziału shortów na CEDC.



==========

EDIT (00:35 26.02)

Uroki pisania "na żywo" - pojawił się komunikat o propozycji wymiany obligacji na akcje (link, link).



środa, 20 lutego 2013

Cytat dnia #4 - Wall-Mart a fiscal cliff


“Have you ever had one of those weeks where your best-prepared plans weren’t good enough to accomplish everything you set out to do? Well, we just had one of those weeks here at Walmart U.S. Where are all the customers? And where’s their money?”

Czy ktoś jeszcze pamięta fiscal cliff? Bo mam wrażenie, że przez ostatni miesiąc cała uwaga poświęcana USA skupiła się na bliskich rekordach na S&P zamiast na nierozwiązanym i przesuniętym w czasie problemem - limit długu i wysokość deficytu. Jedną z ważniejszych decyzji podjętych na koniec grudnia było nie przedłużenie ulgi na składkę na ubezpieczenie społeczne w wysokości 2 punktów procentowych (o czym pisałem tutaj link). JP Morgan szacował wartość tej ulgi na około 125 miliardów USD, czyli około 0,8% amerykańskiego PKB - tyle zostanie mniej w kieszeniach ludzi w tym roku. Na efekt wygaśnięcia tej ulgi nie trzeba było długo czekać (link). Kto jako pierwszy odczuł mniejsze dochody konsumentów - oczywiście detaliści. Spora część Amerykanów o wygaśnięciu ulgi zorientowała się dopiero po pierwszej w 2013 roku wypłacie, więc pełny efekt będzie miała ona dopiero w lutym. Wall-Mart w lutym zanotował najgorszą sprzedaż na początku miesiąca od siedmiu lat, i to pomimo Super Bowl oraz większych oczekiwań po słabym styczniu. Cytat z początku wpisu pochodzi z wewnętrznej korespondencji kadry zarządzającej z dnia 1 lutego, natomiast ten z 12 lutego: “In case you haven’t seen a sales report these days, February MTD sales are a total disaster".

Oczywiście spadek sprzedaży w detalu był oczekiwany, skoro zmniejszył się dochód konsumentów i z pewnością kadra zarządzająca Wall-Martu uwzględniała to w swoich prognozach. Więc pytanie jest takie, czy to konsumpcja tak siadła, czy Wall-Mart był zbyt optymistyczny (co nie jest wykluczone). Dodatkowo, po dość słabym wstępnym odczycie PKB za IV kwartał, równie zły albo jeszcze gorszy może być I kwartał 2013. Spadek konsumpcji to mniejsza dynamika PKB, a ta z kolei powoduje szybszy wzrost relacji długu do PKB.

"And where’s their money?”

wtorek, 29 stycznia 2013

What’s Inside America’s Banks?


Polecam wszystkim ten tekst (link) o amerykańskim systemie bankowym, zawierający spora ilość przykładów (głownie o Wells Fargo). Jest trochę przydługi, szczegółowy i wieloaspektowy - myślę, że warto poświęcić na niego kilkanaście minut.

Fragmenty na zachętę:

Some four years after the 2008 financial crisis, public trust in banks is as low as ever. Sophisticated investors describe big banks as “black boxes” that may still be concealing enormous risks—the sort that could again take down the economy. A close investigation of a supposedly conservative bank’s financial records uncovers the reason for these fears—and points the way toward urgent reforms.

Some bank analysts say these trading numbers are small relative to the bank’s overall revenue ($81 billion in 2011) and profit (again, $16 billion in 2011). Other observers don’t even bother to look at these details, because they assume Wells Fargo is protected from trading losses by its capital reserves of $148 billion. That number, assuming it is accurate, can make any particular loss appear minuscule. For example, buried at the bottom of page 164 of Wells Fargo’s annual report is the following statement: “In 2011, we incurred a $377 million loss on trading derivatives related to certain CDOs,” or collateralized debt obligations. Just a few years ago, a bank’s nine-figure loss on these sorts of complex financial instruments would have generated major headlines. Yet this one went unremarked‑upon in the media, even by top investors, analysts, and financial pundits. Perhaps they didn’t read all the way to page 164. Or perhaps they had become so numb from bigger bank losses that this one didn’t seem to matter. Whatever the reason, Wells Fargo’s massive CDO-derivatives loss was a multi-hundred-million-dollar tree falling silently in the financial forest. To paraphrase the late Senator Everett Dirksen, $377 million here and $377 million there, and pretty soon you’re talking about serious money.

Like other banks, Wells Fargo uses a three-level hierarchy to report the fair value of its securities. Level 1 includes securities traded in active, public markets; it isn’t too scary. At Level 1, fair valuesimply means the reported price of a security. If Wells Fargo owned a stock or bond traded on the New York Stock Exchange, fair value would be the closing price each day.

Level 2 is more worrisome. It includes some shadier characters, such as derivatives and mortgage-backed securities. There are no active, public markets for these investments—they are bought and sold privately, if at all, and are not listed on exchanges—so Wells Fargo uses other methods to figure out fair value, including what it calls “model-based valuation techniques, such as matrix pricing.” At Level 2, fair value is what accountants would charitably describe as an “estimate,” based on statistical computer models and what they call “observable” inputs, such as the prices of similar assets or other market data. At Level 2, fair value is more like an educated guess.

Level 3 is hair-raising. The bank’s Level 3 estimates are “generated primarily from model-based techniques that use significant assumptions not observable in the market.” In other words, not only are there no data about the prices at which these types of assets have recently traded, but there are no observable data to inform the assumptions one might use to generate prices. Level 3 contains the most-esoteric financial instruments—including the credit-default swaps and synthetic collateralized debt obligations that became so popular and prevalent at the height of the housing boom, filling the balance sheets of Bear Stearns, Merrill Lynch, Citigroup, and many other banks.

At Level 3, fair value is a guess based on statistical models, but with inputs that are “not observable.” Instead of basing estimates on market data, banks use their own assumptions and internal information. At Level 3, fair value is an uneducated guess.

Yet only a small fraction of Wells Fargo’s assets are on Level 1. Most of what the bank holds is on Level 2. And a whopping $53 billion—equivalent to more than a third of the bank’s capital reserves—is on Level 3. All three categories include risky assets that might lose value in the future.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wykres dnia #11 - Sytuacja w Stanach


Jak zazwyczaj, z pozdrowieniami dla byków od Zerohedge (link). S&P500 jest znowu powyżej 1500 punktów, a od grudnia 2007 ubyło około 4 milionów miejsc pracy w Stanach, kiedy to siła robocza zwiększyła się o około 1,6 miliona osób. Takie dane raczej na pewno będą służyć za argument osobom twierdzącym, że rynek zdecydowanie oderwał sie od fundamentów. Choć akurat moim zdaniem trzeba przy takich opiniach też uwzględniać czynnik jakim jest "szybkość" reagowania przedsiębiorstw na zewnętrzne czynniki makroekonomiczne. Tzn., przedsiębiorstwa nie zwolnią wszystkich niepotrzebnych pracowników natychmiast po pierwszych oznakach spowolnienia, tak samo jak nie zatrudnią w jednej chwili wszystkich potrzebnych zaraz po dołku w koniunkturze (na wykresie widać to grudzień 2007 - grudzień 2009). Mimo wszystko, ciekawa grafika, częściowo obrazująca problemy na amerykańskim rynku pracy (lewa oś w tysiącach osób, prawa to punkty S&P500).


wtorek, 1 stycznia 2013

Kolejny argument po „porozumieniu”


Wczorajsza sesja w Stanach rzeczywiście mogła sugerować, że coś istotnego zostanie przegłosowane. Wprawdzie głosowanie w Senacie się odbyło (2 rano 1 stycznia), ale mam wątpliwość, czy ono było istotne, choć media takiej wątpliwości raczej nie mają (link). Przede wszystkim – nie podniesiono limitu długu, który podobno właśnie wczoraj został przekroczony (link, link, link). A o to tutaj moim zdaniem chodzi – o możliwość swobodnego utrzymywania deficytów budżetowych i finansowania wydatków socjalnych, wojskowych czy inwestycyjnych. Więc oficjalnie rząd federalny nie może się dalej zadłużać, jednak już tydzień temu sygnalizowano, że znaleziono sposób, jak odsunąć problem limitu na dwa, trzy miesiące w czasie. No to właśnie odsunięto, przy okazji dochodząc do jakiegoś porozumienia w kwestii podatków (szczegóły w linkach powyżej). Nie rozwiązano problemu „klifu fiskalnego” (stworzonego przez polityków nie dalej jak półtora roku temu), tylko przesunięto w czasie.

Tymczasem, w szczegółach porozumienia na WJS.com można znaleźć taki fragment:
“For millions of wage earners, the most immediate effect would be the lapse of a two-percentage-point payroll-tax cut that was part of a deal President Barack Obama struck with Republicans late in 2010. It lowered to 4.2% from 6.2% the employee portion of the Social Security tax, allowing workers to keep more take-home pay. For an individual earning the maximum 2013 cap of $113,700 or more, the increase would be nearly $200 per month. Overall, the expiration of this stimulus would cost working Americans $125 billion a year, according to J.P. Morgan Chase.”
To jest trochę dezorientujące. Media skupiają się na tym, że nie będzie natychmiastowych podwyżek stawek podatków od dochodów poniżej 400 tysięcy USD rocznie (nowy próg amerykańskiego bogactwa) oraz na drobnych zmianach w innych podatkach (polecam doczytać szczegóły z linków powyżej). Jak nazwać wygaśnięcie obniżonej stawki składki na ubezpieczenia społeczne –po prostu podwyżką podatków. JP Morgan szacuje to na około 125 miliardów USD rocznie – tyle mniej zostanie w rękach konsumentów. Tylko ta kwota to około 0,8% amerykańskiego PKB, co przełoży się na konsumpcje, większe federalne wydatki socjalne itd.

Moim zdaniem dzisiaj tylko pozornie kupiono czas. Największy problem (limit długu) nie został rozwiązany, a ustalenia z Senatu mają jeszcze przed sobą z pewnością burzliwe glosowanie w Kongresie. Cicho lub prawie nic nie mówi się o cięciach wydatków federalnych, a wygaśnięcie obniżki składki na ubezpieczenia socjalne uderzy przede wszystkim mniej zamożnych i najbardziej wrażliwych na zmiany podatkowe. Pozostaje pytanie, jak zareagują dzisiaj i jutro rynki – to jest zgadywanka jak bardzo poważnie (lub nie) rynki potraktują dzisiejsze porozumienie i jego dalsze losy. W dodatku nie uważam, żeby agencje ratingowe straciły jakikolwiek argument przed (zasłużoną?) obniżką ratingu. A być może zyskały kolejny – praktyczną niezdolność elit politycznych do osiągnięcia porozumienia w racjonalnym czasie przed deadline’m.

Przedstawienie będzie trwać, a społeczeństwo amerykańskie powinno zrozumieć, że dzisiaj bez terapii szokowej (choćby w postaci klifu) nie ma możliwości powrotu do „zdrowego” zadłużania się całej gospodarki czy zbilansowanego budżetu w dłuższym terminie. Nie sądzę, aby bez udziału mediów się to powiodło, gdyż przeciętna wiedza ekonomiczna społeczeństwa (amerykańskiego czy dowolnego innego) nie jest duża. Stąd ważną rolę odgrywają media, docierając do ludzi i ich edukując, choćby w taki prosty sposób jak licznik długu. Tutaj muszę zaznaczyć, że takiej roli edukacyjnej nie pełnią media, gdy skupiają się „tabloidowych” szczegółach, takich jak szybszy powrót prezydenta Obamy z urlopu na Hawajach w celu szukania porozumienia z Republikanami (na przykład: link, link, link, link, a nawet polskie źródła: link, link, link, link). Nie chcę nic mówić, ale to był główny news ze Stanów pomiędzy 26 a 28 grudnia. Cztery dni przed tak istotną datą mającą wpływ na całą gospodarkę i finanse obywateli, media skupiają się na szybszym powrocie z świątecznego urlopu. Choć i tak wydaje się, że bardziej bulwersujące w takich okolicznościach jest to, że ktoś w Waszyngtonie miał urlop świąteczny.

piątek, 21 grudnia 2012

Krótka pamięć


Niestety, jedne z najważniejszych decyzji gospodarczych dla krajów podejmują politycy, mający dość krótką perspektywę oceny efektów danej decyzji. Oraz niekiedy krótką pamięć.

John Boehner, Republikanin, obecny Przewodniczący Kongresu Stanów Zjednoczonych, na dzisiejszej konferencji prasowej po niedojściu do głosowania nad problemem klifu fiskalnego (link) stwierdził, że nie wie, jak zdarzenia związane z klifem mogą zostać uniknięte. Do tego powiedział takie zdanie, teraz powtarzane przez wszystkie media: How we get there, God only knows”.

Ja sobie przypominam, że Boehner jest Przewodniczącym Kongresu od stycznia 2011 roku (link) i ze względu na swoją pozycję polityczną, był jedną z głównych osób rozgrywających negocjacje z lipca 2011 roku. Co było elementem tego porozumienia? Podniesienie limitu długu i wprowadzenie tzw. klifu fiskalnego (link, link). Parę cytatów z tamtego roku:

“We’re coming up to a deadline we all must recognize: default (…). Both parties got us in this mess; both parties are going to have to work together to get us out.” powiedział  Paul Ryan, republikański przewodniczacy komisji budżetowej i późniejszy kandydat na wiceprezydenta.

“It gives us the best shot that we’ve had in the 20 years that I’ve been here to build support for a balanced budget amendment to the Constitution (…)” powiedział John Boehner.

“The agreement also specified an incentive for Congress to act. If Congress failed to produce a deficit reduction bill with at least $1.2 trillion in cuts, then Congress could grant a $1.2 trillion increase in the debt ceiling but this would trigger across-the-board cuts (…), as of January 2, 2013. These cuts would apply to mandatory and discretionary spending in the years 2013 to 2021 and be in an amount equal to the difference between $1.2 trillion and the amount of deficit reduction enacted from the joint committee.”

Ktoś o tym jeszcze pamięta? Najwyraźniej już prawie nikt.

piątek, 9 listopada 2012

Downgrade tuż tuż?


Wybory w Stanach już były, wynik nie zaskoczył obserwatorów zbytnio, Barack Obama zostaje prezydentem na drugą kadencję. Nie jest to wpis o charakterze politycznym, więc nie chcę przesądzać, czy to doby wybór, czy może jednak nie. Natomiast w mediach ekonomicznych w gorącym okresie przedwyborczym pojawiało się sporo wypowiedzi, jakie będą efekty wyborów poszczególnych kandydatów na stanowisko prezydenta, jakie są prognozowane scenariusze dla amerykańskiej gospodarki itd. Generalnie, spora część sprowadzała się do uproszczeń – jeśli wygra X, to pozytywnie lub negatywnie dla akcji/obligacji/surowców/dolara. Oczywiście, przekaz medialny ma swoje prawa, gdyż komunikat musi być jasny i przejrzysty. Ja natomiast uważam, że nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o skutki wyborów na rynkach finansowych. Główny powód: nie rozpatrujemy tylko i wyłącznie samej gospodarki Stanów. Na przykład praktycznie równolegle z wyborami w Grecji parlament głosował cięcia oraz były wybierane nowe władze w Chinach. Mogło się okazać, że parlament grecki nie przegłosował cięć, co mogło zaowocować całkiem dużą paniką w wszystkich rynkach. Zawsze może się tak zdarzyć, że pomimo trafnej prognozy gdzieś na świecie będzie miało miejsce takie zdarzenie, które spowoduje ruch w przeciwną stronę. Myślę, że zawsze należy uwzględniać takie ryzyko, bez względu na to, jaki rynek analizujemy i w jakim horyzoncie czasowym.

Abstrahując od poszczególnych analiz, generalnie w przypadku wygranej Obamy możemy rozpatrywać dwa scenariusze na najbliższy czas. Pierwszy, wygrywa prezydent, za którego kadencji istotnie wspiera się wzrost gospodarczy wysokimi deficytami federalnymi, jest prowadzona wyjątkowo łagodna polityka monetarna, świeże dolary trafiają na rynek, które podtrzymują wzrosty, a w razie jakiejś katastrofy przedsiębiorstwa mogą liczyć na rządową pomoc. W takim przypadku w ciągu pierwszych dwóch tygodni rynki nie powinny na sam wybór zareagować negatywnie. Drugi scenariusz opiera się na tym, że rząd federalny utrzymuje zbyt wysokie deficyty i dopuszcza wysoki poziom długu w relacji do PKB oraz nie zamierza aktywnie ograniczać tempa przyrostu długu. Dlaczego? Wydatki na opiekę zdrowotną, przywileje socjalne i stymulowanie gospodarki (rynek pracy) nie będą łatwe do ograniczenia, a z jakiś źródeł trzeba je finansować. Ograniczenie deficytu to w takim otoczeniu makroekonomicznym to krok w stronę recesji, a jej administracja zdecydowanie nie chce. Stąd podejrzenie, że deficyty federalne dalej będą utrzymywane na poziomie co najmniej 5% do 8% PKB, co przy walce o uniknięcie recesji musi skończyć się dalszym, silnym zwiększaniem się relacji długu do PKB (obecnie około 103% link).



S&P500 w dwie sesje po wyborach spadł odpowiednio -2,37% w środę i -1,22% w czwartek, a w nagłówkach na portalach informacyjnych możemy znaleźć informację, że rynki amerykańskie spadają przez obawy o fiscal cliff. Pojawiają się obawy, że Republikanie w Kongresie będą przedłużać osiągnięcie porozumienia do oporu, a podwyższenie limitu długu może zostać przegłosowane dopiero w ostatnim momencie lub troszeczkę później. Wygląda więc na to, że przynajmniej w horyzoncie dwóch-trzech dni realizujemy drugi scenariusz. Dodatkowo, S&P500 będzie dzisiaj walczyć z istotną średnią z 200 sesji (MA200), i jeśli zamknie się dzisiaj znacznie poniżej tej średniej, pojawia się silny sygnał sprzedaży.



Moim zdaniem, tutaj nie chodzi tylko o fiscal cliff. Ten jest owszem istotny, bo w przypadku jego aktywowania pojawia się dodatkowy impuls recesyjny, ale podejrzewam, że zarówno Republikanie i Demokraci są świadomi jego konsekwencji i chcą go uniknąć. Co nie oznacza, że nie będą negocjować i targować się do oporu, gdyż wizerunek u wyborców jest najważniejszy. Myślę, że niedoceniana jest tutaj reakcja agencji ratingowych na działania administracji i Kongresu. Przy ostatnim podnoszeniu limitu długu 31 lipca 2011 ogłoszono porozumienie, prezydent Obama podpisał je 2 sierpnia, a 5 sierpnia Standard&Poor’s obniżył rating Stanów do AA+ (link). Wszyscy pamiętamy, jaki to miało efekt na rynki finansowe na całym świecie. Podejrzewam, że przy najbliższym podnoszeniu limitu długu i całym zamieszaniu z tym związanym również Fitch oraz Moody’s dokonają obniżki ratingu. Dlaczego? Wysokie deficyty i brak widoków na powstrzymanie przyrostu zadłużenia w długim terminie muszą prędzej czy później spowodować reakcje agencji ratingowych. Można oczekiwać, że reakcja rynków na tą obniżkę może być podobna tej z ubiegłego roku (Fitch już publicznie zagroził obniżką).

Pytanie pojawia się następujące – czy Fitch i Moody’s tylko wyrównają poziom oceny do S&P, czy w przypadku, gdyby S&P obniżyło jeszcze o jeden stopień zdecydują się na obniżkę o dwa stopnie w perspektywie najbliższych miesięcy? Ciężko prognozować nastroje na rynku, gdyby te obniżki miały miejsce. Ja dodatkowo mam wrażenie, że agencje ratingowe mogą nie czekać do grudnia na porozumienie Demokratów z Republikanami, odkładając podjęcie decyzji na po poznaniu warunków porozumienia i poziomu nowego limitu długu. Nie zdziwię się, jeśli jeszcze w listopadzie lub na początku grudnia Fitch lub Moody’s zdecydują się na obniżenie ratingu. Taki ruch z dużym prawdopodobieństwem spowodowałby powtórkę z sierpnia 2011, a jakby do tego dodać niepewność sytuacji w Grecji, napięta sytuację Hiszpanii i spowolnienie w Chinach, perspektywa rysuje się negatywnie.


Tekst został również opublikowany na zaprzyjaźnionym portalu Chartstock.pl (link), polecam wszystkim! 

czwartek, 30 sierpnia 2012

Na okrągło – 16 bilionów USD


Zainteresowanie tym problemem w mediach pojawia się tylko przy okazji jakiś okrągłych sum lub przepychanek polityków. W tym tygodniu ważniejsze w Stanach są huragan oraz konwencja Republikanów, a w mediach ekonomicznych sympozjum FED, więc siłą rzeczy nie będzie to jeden z głównych tematów zainteresowania, nawet mimo okrągłych 16 (naszych) bilionów.

O czym mowa? O długu publicznym Stanów Zjednoczonych, który od przyszłego tygodnia będzie wynosił ponad 16 bilionów USD (link, link, link). Zawrotna kwota, wręcz niewyobrażalna i ostatnio rosnąca w tempie średnio 3,5 miliarda USD dziennie. Przypomnę, że Amerykanie w tym roku przekroczyli poziom relacji długu do PKB w również okrągłej liczbie 100% (link). W tym momencie limit wysokości długu wynosi 16,394 biliona USD, więc przy zachowaniu obecnego tempa przyrostu długu w grudniu 2012 roku znowu zaistnieje konieczność modyfikacji tego limitu. Termin ten wypada jednak już po wyborach prezydenckich, zaplanowanych na listopad, więc przewiduję, że limit zadłużenia może stać się jednym z tematów kampanii prezydenckiej. Zwłaszcza, że w trakcie ostatnich gorących dyskusji na ten temat w Kongresie jedną z głównych ról odgrywał Paul Ryan, ówczesny kongresman z Wisconsin i przewodniczący komisji budżetowej. Obecnie Ryan dalej pełni rolę przewodniczącego, jednak jako kandydat na wiceprezydenta raczej nie skupia na tym całej swojej uwagi. Skoncentrowanie przynajmniej fragmentu kampanii na tym problemie może mieć skutek w tym, że kolejna cześć społeczeństwa poszerzy swoja świadomość i zrozumienie tego tematu. To z kolei może spowodować, że w przyszłości większa cześć opinii publicznej może być przeciwna ciągłemu zadłużaniu, co powinno mieć wpływ na decyzje polityków. Dodatkowo przykłady konsekwencji nadmiernego zadłużenia mogą bardziej intensywnie napływać do amerykańskich mediów z Europy.

Ciężko jest sobie wyobrazić gospodarkę amerykańską bez długu i ciągłego zadłużania. W każdym razie możliwe przejście do nadwyżek budżetowych i powolnej redukcji wysokości długu raczej nie będzie natychmiastowe. Dlatego też zakładam, że w przyszłości w chwilach dochodzenia do kolejnych ustawowych limitów, będą one każdorazowo zwiększane. Oczywiście nie bez napiętej atmosfery politycznej w Kongresie. Przynajmniej aż do momentu, gdy wystarczająco duża część społeczeństwa będzie temu przeciwna. Dodatkowo, gdy na rynkach zwiększa się awersja do ryzyka, to kapitał ucieka do bezpieczniejszych aktywów. Dolar jest postrzegany jako bezpieczniejsza waluta niż na przykład jen, funt czy euro, a w czymś tego dolara trzeba przechowywać. Zwiększenie popytu powoduje spadek rentowności obligacji, a więc zmniejszone koszty zadłużania, co pewnie w jakimś stopniu wpływa na skłonność rządu federalnego do finansowania się przez dług. Prawdziwe problemy Amerykanie mogą mieć w sytuacji, gdy rentowności trwale wzrosną, kolejne serie papierów skarbowych trzeba będzie rolować, a zwiększone koszty obsługi długu będą pochłaniać środki ewentualne zaoszczędzone w inny sposób, na przykład przez obcięcie wydatków na wojsko. Widzę w tym jedno z potencjalnych zagrożeń ery pokryzysowej, o ile takiej się doczekamy.

Powyżej napisałem, że 16 bilionów to kwota niewyobrażalna. Poniżej znajduje się fragment świetnej grafiki przygotowanej prawie rok temu, prezentującej liczby związane z długiem USA za pomocą studolarówek, właściwie z sześcianów zbudowanych ze studolarówek – polecam przejrzenie całej grafiki od początku (link tutaj: link). To wizualizacja kwoty obecnego limitu zadłużenia (16,394 biliona dolarów) i tak, tam w środku to jest Statua Wolności.


czwartek, 3 maja 2012

Nadmiar długu i jego konsekwencje


W jednym ze wcześniejszych wpisów wspomniałem o aukcji niemieckiej z 18 kwietnia, gdy Niemcy sprzedali dwuletnie obligacje za 4,206 mld Euro (link). Jeśli komuś się wydawało, że to dużo, to Amerykanie 30 kwietnia sprzedali swoje papiery za 68,671 mld USD, zwiększając swój dług do prawie 15650 mld USD. Tylko około 744 mld USD do limitu długu ustalonego całkiem niedawno, bo 2 sierpnia 2011 roku (link). W ten o to piękny sposób Amerykanie przekroczyli wskaźnik długu do PKB ponad okrągłą liczbę 100% (link).



Tyler Durden z ZeroHedge.com w tym samym wpisie stwierdza nierealność projekcji wielkości długu i relacji długu do PKB sporządzonych przez amerykański rząd. Przywołuje też najnowszą publikację C. M. Reinharta, V. R. Reinharta i K. S. Rogoffa o co najmniej pięcioletnich okresach w historii państw, gdy ich wskaźnik zadłużenia do PKB przekraczał 90%, czyli był bardzo wysoki (link). W publikacji zostało zidentyfikowanych 26 takich okresów, z których 20 trwało dłużej niż dekadę, a średnia długość tych okresów to około 23 lata. W 23 przypadkach państwa doświadczały wolniejszej stopy wzrostu PKB niż średnia z pozostałych lat, a we wszystkich 26 badanych okresach stopa wzrostu była średnio o 1,2 punktu procentowego mniejsza. Poniżej dwie grafiki z tej ciekawej publikacji, polecam do lektury.