Dzisiaj (18.04) rzucił mi się w oczy wynik aukcji niemieckich
obligacji dwuletnich. Rząd Republiki Federalnej sprzedał obligacje za 4,206 mld
Euro przy celu 5 mld Euro, przy stosunku popytu do podaży na poziomie 1,8, a
przy średniej rentowności 0,14%. Tak, Niemcy pożyczyli ponad 4 miliardy Euro za
około 0,14% rocznie (link).
Teraz kilka szczegółów: kupon dwulatek to 0.25% (link), 21.03 sprzedali przy rentowności 0,31%, a 22.02 przy
0,25% (link).
Średnia rentowność 0,14% rocznie oznacza, że niektórzy uczestnicy emisji byli
skłonni kupić papiery za mniej niż 0,14% rentowności, ciekawe, czy zostały
złożone oferty przy ujemnej rentowności? Przy okazji, rentowność dwuletnich obligacji
polskich to 4,76%, a greckich 347,605%, stan na 18.04, godz. 14:55 (link oraz link).
Dla mnie, jak i pewnie dla większości osób działających na polskim
rynku kapitałowym, pewna roczna stopa zwrotu na poziomie 0,14% wydaje się
śmiesznie niska, wręcz nierealna. Dla przypomnienia, przeciętne stawki prowizji
dla inwestorów indywidualnych w polskich biurach maklerskich dla akcji i obligacji
są wyższe niż 0,14%. Prawda, w Strefie Euro jest inna stopa procentowa, również
zupełnie inna rzeczywistość gospodarcza niż w Polsce. Mnie zastanawia, co
kieruje zarządzającymi w europejskich instytucjach, że są skłonni po tak
niskiej rentowności przechowywać gotówkę? Wiadomo, Niemcy są postrzegane jako
bezpieczny kraj, używając popularnego w mediach stwierdzenia, „gdy maleje
apetyt na ryzyko, kapitał ucieka do bezpiecznych instrumentów”.
Wszystko dobrze, ale czy jest granica do której ktoś przy tak
niskiej rentowności będzie skłonny nabywać te papiery? Ja nie znam odpowiedzi
na to pytanie, ale tutaj chciałbym zwrócić uwagę na jedną kwestię. Europejskie
instytucje finansowe posiadają w swoich bilansach zarówno papiery niemieckie,
jak i krajów PIIGS. W momencie, gdy następuje pogorszenie nastrojów,
rentowności obligacji krajów PIIGS rosną, to rentowności niemieckie,
szwajcarskie czy holenderskie maleją. Wtedy wzrost wartości „bezpiecznych”
papierów może równoważyć w bilansach straty na papierach gorszej jakości. Gdy
nastroje będą się poprawiać, sytuacja będzie analogiczna.
Tutaj pojawia się pewne pytanie. Czy w momencie, gdy nastroje będą
bardzo złe, któryś z krajów PIIGS będzie restrukturyzował swoje zadłużenie
(Portugalia, Hiszpania czy może znowu Grecja?), czy istnieje granica, do której
rentowności niemieckich obligacji mogą spaść? Tutaj podam zupełnie przykładowe
liczby, takie, które można sobie swobodnie wyobrazić: -0,1% na jednolatkach,
0,5% na dziesięciolatkach. Kto wie, może właśnie taki scenariusz się zrealizuje?
Ja osobiście chciałbym pożyczać pieniądze po 0,14% rocznie. Każdą
ilość, praktycznie na każdy termin. Kto by nie chciał, zwłaszcza że o LTRO
mówiło się jako o tanim pieniądzu. Mnie zastanawia, jak niemiecki rząd zamierza
wykorzystać tą sytuację. Szczerze, to zdziwiłbym się, gdyby Niemcy nie
spróbowali korzystać z taniego finansowania, byłoby to wręcz nierozsądne.
Niestety nie jestem specjalistą w niemieckich regulacjach prawnych i nie jestem
pewien wykonalności poniższego pomysłu, ale z ciekawości sprawdziłem
oprocentowanie pierwszej lokaty w Niemczech jaką znalazłem. 2% rocznie w
Deutsche Bank (link). Jeżeli rząd niemiecki miałby taką możliwość prawną,
to dlaczego nie miałby teraz pożyczyć z rynku tyle tak niskim kosztem, ile
tylko banki niemieckie będą w skłonne przyjąć na lokaty? Nawet gdyby to było
dużo mniej niż 2%, to efekt byłby taki, że banki niemieckie miałby stabilne
dodatkowe finansowanie, poza tym z LTRO. Oczywiście ktoś mógłby to zinterpretować
jako działalność inwestycyjną rządu niemieckiego, ktoś inny jako wzmocnienie
sektora bankowego w kontekście kryzysu i jako dodatkową przewagę nad
pozostałymi bankami z Europy. Kwestia jest tylko taka, jakie są zapisy prawne
odnośnie reguł wykorzystania środków pieniężnych z emisji długu w Niemczech.
Gdyby wykluczały taką możliwość, to może ktoś dojdzie do wniosku, że to może
być opłacalne dla Niemiec, i zaproponuje zmianę niekorzystnego prawa. Albo już
doszedł, a my jeszcze o tym nie wiemy, bo kto jak kto, ale Niemcy potrafią
liczyć pieniądze.
Jedynym zastrzeżeniem do powyższego scenariusza jest sama polityka
rządu RFN. Niemcy podpisały pakt fiskalny, który zobowiązuje je do tego, aby
„dług sektora instytucji rządowych i samorządowych nie przekraczał 60% produktu
krajowego brutto w cenach rynkowych lub dostatecznie się zmniejszał w kierunku
tej wartości” (link). A tutaj niemiecki government debt to ponad 80% PKB (link). Ciekawe co by się stało w Europie, gdyby to Niemcy
zrezygnowały z Paktu Fiskalnego jako pierwsze? Może ten wyśniony Eurogeddon
profesora Rybińskiego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz