Wczorajsza sesja w Stanach
rzeczywiście mogła sugerować, że coś istotnego zostanie przegłosowane.
Wprawdzie głosowanie w Senacie się odbyło (2 rano 1 stycznia), ale mam wątpliwość,
czy ono było istotne, choć media takiej wątpliwości raczej nie mają (link).
Przede wszystkim – nie podniesiono limitu długu, który podobno właśnie wczoraj
został przekroczony (link,
link,
link).
A o to tutaj moim zdaniem chodzi – o możliwość swobodnego utrzymywania
deficytów budżetowych i finansowania wydatków socjalnych, wojskowych czy
inwestycyjnych. Więc oficjalnie rząd federalny nie może się dalej zadłużać,
jednak już tydzień temu sygnalizowano, że znaleziono sposób, jak odsunąć
problem limitu na dwa, trzy miesiące w czasie. No to właśnie odsunięto, przy
okazji dochodząc do jakiegoś porozumienia w kwestii podatków (szczegóły w
linkach powyżej). Nie rozwiązano problemu „klifu fiskalnego” (stworzonego przez
polityków nie dalej jak półtora roku temu), tylko przesunięto w czasie.
Tymczasem, w szczegółach
porozumienia na WJS.com można znaleźć taki fragment:
“For millions of wage earners, the most
immediate effect would be the lapse of a two-percentage-point payroll-tax cut
that was part of a deal President Barack Obama struck with Republicans late in 2010.
It lowered to 4.2% from 6.2% the employee portion of the Social Security tax,
allowing workers to keep more take-home pay. For an individual earning the
maximum 2013 cap of $113,700 or more, the increase would be nearly $200 per
month. Overall, the expiration of this stimulus would cost working Americans
$125 billion a year, according to J.P.
Morgan Chase.”
To jest trochę dezorientujące. Media
skupiają się na tym, że nie będzie natychmiastowych podwyżek stawek podatków od
dochodów poniżej 400 tysięcy USD rocznie (nowy próg amerykańskiego bogactwa)
oraz na drobnych zmianach w innych podatkach (polecam doczytać szczegóły z
linków powyżej). Jak nazwać wygaśnięcie obniżonej stawki składki na
ubezpieczenia społeczne –po prostu podwyżką podatków. JP Morgan szacuje to na
około 125 miliardów USD rocznie – tyle mniej zostanie w rękach konsumentów.
Tylko ta kwota to około 0,8% amerykańskiego PKB, co przełoży się na konsumpcje,
większe federalne wydatki socjalne itd.
Moim zdaniem dzisiaj tylko
pozornie kupiono czas. Największy problem (limit długu) nie został rozwiązany,
a ustalenia z Senatu mają jeszcze przed sobą z pewnością burzliwe glosowanie w
Kongresie. Cicho lub prawie nic nie mówi się o cięciach wydatków federalnych, a
wygaśnięcie obniżki składki na ubezpieczenia socjalne uderzy przede wszystkim
mniej zamożnych i najbardziej wrażliwych na zmiany podatkowe. Pozostaje
pytanie, jak zareagują dzisiaj i jutro rynki – to jest zgadywanka jak bardzo
poważnie (lub nie) rynki potraktują dzisiejsze porozumienie i jego dalsze losy.
W dodatku nie uważam, żeby agencje ratingowe straciły jakikolwiek argument
przed (zasłużoną?) obniżką ratingu. A być może zyskały kolejny – praktyczną niezdolność
elit politycznych do osiągnięcia porozumienia w racjonalnym czasie przed
deadline’m.
Przedstawienie będzie trwać, a
społeczeństwo amerykańskie powinno zrozumieć, że dzisiaj bez terapii szokowej
(choćby w postaci klifu) nie ma możliwości powrotu do „zdrowego” zadłużania się
całej gospodarki czy zbilansowanego budżetu w dłuższym terminie. Nie sądzę, aby
bez udziału mediów się to powiodło, gdyż przeciętna wiedza ekonomiczna społeczeństwa
(amerykańskiego czy dowolnego innego) nie jest duża. Stąd ważną rolę odgrywają
media, docierając do ludzi i ich edukując, choćby w taki prosty sposób jak
licznik długu. Tutaj muszę zaznaczyć, że takiej roli edukacyjnej nie pełnią
media, gdy skupiają się „tabloidowych” szczegółach, takich jak szybszy powrót
prezydenta Obamy z urlopu na Hawajach w celu szukania porozumienia z
Republikanami (na przykład: link,
link,
link,
link,
a nawet polskie źródła: link,
link,
link,
link).
Nie chcę nic mówić, ale to był główny news ze Stanów pomiędzy 26 a 28 grudnia.
Cztery dni przed tak istotną datą mającą wpływ na całą gospodarkę i finanse
obywateli, media skupiają się na szybszym powrocie z świątecznego urlopu. Choć
i tak wydaje się, że bardziej bulwersujące w takich okolicznościach jest to, że
ktoś w Waszyngtonie miał urlop świąteczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz