wtorek, 1 stycznia 2013

Kolejny argument po „porozumieniu”


Wczorajsza sesja w Stanach rzeczywiście mogła sugerować, że coś istotnego zostanie przegłosowane. Wprawdzie głosowanie w Senacie się odbyło (2 rano 1 stycznia), ale mam wątpliwość, czy ono było istotne, choć media takiej wątpliwości raczej nie mają (link). Przede wszystkim – nie podniesiono limitu długu, który podobno właśnie wczoraj został przekroczony (link, link, link). A o to tutaj moim zdaniem chodzi – o możliwość swobodnego utrzymywania deficytów budżetowych i finansowania wydatków socjalnych, wojskowych czy inwestycyjnych. Więc oficjalnie rząd federalny nie może się dalej zadłużać, jednak już tydzień temu sygnalizowano, że znaleziono sposób, jak odsunąć problem limitu na dwa, trzy miesiące w czasie. No to właśnie odsunięto, przy okazji dochodząc do jakiegoś porozumienia w kwestii podatków (szczegóły w linkach powyżej). Nie rozwiązano problemu „klifu fiskalnego” (stworzonego przez polityków nie dalej jak półtora roku temu), tylko przesunięto w czasie.

Tymczasem, w szczegółach porozumienia na WJS.com można znaleźć taki fragment:
“For millions of wage earners, the most immediate effect would be the lapse of a two-percentage-point payroll-tax cut that was part of a deal President Barack Obama struck with Republicans late in 2010. It lowered to 4.2% from 6.2% the employee portion of the Social Security tax, allowing workers to keep more take-home pay. For an individual earning the maximum 2013 cap of $113,700 or more, the increase would be nearly $200 per month. Overall, the expiration of this stimulus would cost working Americans $125 billion a year, according to J.P. Morgan Chase.”
To jest trochę dezorientujące. Media skupiają się na tym, że nie będzie natychmiastowych podwyżek stawek podatków od dochodów poniżej 400 tysięcy USD rocznie (nowy próg amerykańskiego bogactwa) oraz na drobnych zmianach w innych podatkach (polecam doczytać szczegóły z linków powyżej). Jak nazwać wygaśnięcie obniżonej stawki składki na ubezpieczenia społeczne –po prostu podwyżką podatków. JP Morgan szacuje to na około 125 miliardów USD rocznie – tyle mniej zostanie w rękach konsumentów. Tylko ta kwota to około 0,8% amerykańskiego PKB, co przełoży się na konsumpcje, większe federalne wydatki socjalne itd.

Moim zdaniem dzisiaj tylko pozornie kupiono czas. Największy problem (limit długu) nie został rozwiązany, a ustalenia z Senatu mają jeszcze przed sobą z pewnością burzliwe glosowanie w Kongresie. Cicho lub prawie nic nie mówi się o cięciach wydatków federalnych, a wygaśnięcie obniżki składki na ubezpieczenia socjalne uderzy przede wszystkim mniej zamożnych i najbardziej wrażliwych na zmiany podatkowe. Pozostaje pytanie, jak zareagują dzisiaj i jutro rynki – to jest zgadywanka jak bardzo poważnie (lub nie) rynki potraktują dzisiejsze porozumienie i jego dalsze losy. W dodatku nie uważam, żeby agencje ratingowe straciły jakikolwiek argument przed (zasłużoną?) obniżką ratingu. A być może zyskały kolejny – praktyczną niezdolność elit politycznych do osiągnięcia porozumienia w racjonalnym czasie przed deadline’m.

Przedstawienie będzie trwać, a społeczeństwo amerykańskie powinno zrozumieć, że dzisiaj bez terapii szokowej (choćby w postaci klifu) nie ma możliwości powrotu do „zdrowego” zadłużania się całej gospodarki czy zbilansowanego budżetu w dłuższym terminie. Nie sądzę, aby bez udziału mediów się to powiodło, gdyż przeciętna wiedza ekonomiczna społeczeństwa (amerykańskiego czy dowolnego innego) nie jest duża. Stąd ważną rolę odgrywają media, docierając do ludzi i ich edukując, choćby w taki prosty sposób jak licznik długu. Tutaj muszę zaznaczyć, że takiej roli edukacyjnej nie pełnią media, gdy skupiają się „tabloidowych” szczegółach, takich jak szybszy powrót prezydenta Obamy z urlopu na Hawajach w celu szukania porozumienia z Republikanami (na przykład: link, link, link, link, a nawet polskie źródła: link, link, link, link). Nie chcę nic mówić, ale to był główny news ze Stanów pomiędzy 26 a 28 grudnia. Cztery dni przed tak istotną datą mającą wpływ na całą gospodarkę i finanse obywateli, media skupiają się na szybszym powrocie z świątecznego urlopu. Choć i tak wydaje się, że bardziej bulwersujące w takich okolicznościach jest to, że ktoś w Waszyngtonie miał urlop świąteczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz